Bardzo wszystkim dziękuję za te wyświetlenia ♥ Nie sądziłam, że ktoś w ogóle będzie chciał czytać moje wypociny xd. Wszystkim bardzo serdecznie dziękuję i liczę na to, że będzie was z każdym dniem coraz więcej, że wasza aktywność będzie o wiele lepsza niż jest teraz :).
Przy okazji życzę wszystkim bogatego gwiazdora, dużo magicznych przygód i mocnej głowy na sylwestrowe zabawy ^^
Pozdrawiam, Asia : D
sobota, 21 grudnia 2013
niedziela, 8 grudnia 2013
Rozdział XI
Koniec wakacji był coraz bliższy, jednak nikt się tym nie przejmował. Wszyscy chcieli już znaleźć się w Hogwarcie, rozpocząć nowy i bardziej fascynujący rok nauki. Z coraz to kolejnym dniem o te parę minut wcześniej robiło się ciemno, jednak nikt tego nie zauważał. Codziennie inaczej spędzali czas, to na długich piknikach w lesie, to na oblewaniu się zimną wodą w jeziorze. Każdy dzień z osobna był wyjątkowy, gdyż został spędzony wraz z garstką wiernych przyjaciół.
Fred za wszelką cenę próbował by Hermiona zapomniała o tym dziwnym zdarzeniu. Chłopakowi zdawało się, że Miona nie przejmuje się tym wszystkim, jednak głęboko w sercu dziewczyny zawsze było miejsce dla siostry. Kochała ją nad życie, ponieważ wiele razy z jej pomocą osiągała więcej niż by osiągnęła sama. Również wspierała ją psychicznie co dla Gryfonki było bardzo ważne. W dzieciństwie niejednokrotnie stawała się popychadłem, przedmiotem kpin i drwin. Jednak dzięki Rose zawsze umiała się jakoś podnieść i iść dalej.
-W końcu wydostanę się z tej nory...- odparł żartobliwie lecz z lekką nutką prawdy Fred.
-Coś ty powiedział?- poddenerwowana już Molly nie miała nastroju na jakieś głupie żarciki.
-Nie, nic.
-Najwidoczniej się przesłyszałam... Chodźcie dzieciaczki, musimy szybko dostać się do Londynu.- powiedziała pani Weasley, otwierając drzwi auta z Ministerstwa Magii. Każdy w pośpiechu próbował zająć sobie jakieś miejsce, jednak nic z tego nie wyszło. Ron pchany przez resztę trafił na drzwi i się od nich odbił. Stracił równowagę, jednak Ginny go podtrzymała. Bliźniacy nadal pchali się do auta, czym spowodowali to, że Harry wpadł do niego i upuścił okulary. Ronald, któremu jakoś udało się wejść do środka, omyłkowo postawił stopę, kładąc ją na delikatnych szkłach Harry'ego. Gdy reszta usłyszała zgrzyt, z miejsca się uspokoili.
-Wybacz Harry...- odparł Ron, wyciągając do przyjaciela rękę z rozdeptanymi okularami. Nim zauważył, pochwyciła je Hermiona i podała Molly. Ona wyszeptała coś pod nosem, a następnie połamane szkiełka i oprawki pofrunęły ku sobie tworząc jedną, spójną całość- okulary Gryfona.
-Jeszcze raz przepraszam.- odrzekł Rudy, zakładając Harry'emu patrzałki na czubek nosa.
-Nie ma sprawy.- powiedział kruczowłosy, zajmując z powrotem swoje miejsce.
-Wchodzić, dalej, nie mamy czasu!- rozhisteryzowana kobieta popędzała młodych Hogwartczyków, gdyż zostało im niewiele do odjazdu Expressu.
Nim się obejrzeli, znaleźli się na stacji King's Cross, podbiegając czym prędzej do magicznej ściany. Gdy już wszyscy stanęli w dymie wydostającym się z komina czerwonawej lokomotywy, Pani Weasley zaczęła się z każdym po kolei żegnać.
-Bądźcie grzeczni!- krzyknęła, gdy pociąg zaczął powoli ruszać. Gryfoni od razu zaczęli szukać jakiegoś wolnego przedziału, jednak to zadanie nie było łatwe. Gęsiego podążali przez kolejne wagony, zaglądając czy gdzieś nie ma wolnych miejsc. W pewnym momencie Fred zatrzymał się i spojrzał za okno. Słońce delikatnie świeciło zza białych chmur, dzień zapowiadał się bardzo przyjemny. Przejeżdżali właśnie przez jakieś wzgórza, które porastała kukurydza. Jej nasiona były już piękne i dorodne, jednak jeszcze nie nadawały się do zebrania.
-Idziemy?- zapytała Hermiona, która przystanęła wraz z Rudym.
-Poczekaj chwilę.- odparł chłopak, opierając kufer o ścianę wagonu i otwierając okno. Ciepły, jeszcze letni wiatr cicho wleciał do wagonu. Delikatnie muskał ich policzki, po czym leciał dalej, na drugi koniec wagonu. Rozkojarzony Bliźniak podniósł swą prawą dłoń, objął szyję Miony.
-Kiedyś kupie takie mugolskie pole i zasieje na nim pełno kwiatów, a każdy z osoba będzie dla Ciebie.- Rudzielec lekko pocałował swoją dziewczynę w policzek i spojrzał jej w oczy.- Nie masz nic przeciwko, prawda?
-Ależ skąd.- potwierdziła Kujonka. Mocno wtuliła się w Freddie'go, nadal patrząc na rozłożyste pola kukurydzy.
-Papużki nierozłączki, jakie to słodkie- z jednego przedziału niespodziewanie ktoś się wychylił. Był to wścibski Draco Malfoy, który uwielbiał dokuczać niemalże każdemu. Hermionę upatrzył sobie już dawno, ze względu na jej status krwi.
-Zamknij się Malfoy.- Rudzielec odsunął się od Hermy, zasłonił ją przed Malfoyem.- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, jasne?
-Nic ci do tego, mogę swobodnie chodzić gdzie mi się podoba.
-Swobodnie to ja Ci mogę przywalić.- odparł Fred, uderzając Dracona pięścią w twarz. Ślizgona odrzuciło do tyłu, poleciał plecami na ścianę. Szybko się po niej osunął i niemalże natychmiast wstał. Bliźniak już celował po raz kolejny w jego twarz, jednak dziewczyna zagrodziła mu drogę.
-Proszę, przestań!- krzyknęła Miona, odpychając jeszcze swojego chłopaka od tlenionego blondyna.- Jeszcze będziesz mieć przez niego problemy, tylko tego brakuje.
-Nie rozumiesz, że zasłużył? Nie podoba mi się jego zachowanie, mógłby choć raz się zamknąć. Może teraz zrozumie, że nie powinien tak postępować.- powiedział Freddie, lecz to co teraz się stało zupełnie go zamurowało. Malfoy chwycił Hermionę za biodro i odepchnął od siebie. Dziewczyna straciła równowagę, poleciała wprost pod nogi Geroge'a. Ślizgon rzucił się na Gryfona, zdążył uderzyć go raz w tors, po czym wyrwała go z bójki czarownica z wózkiem ze słodyczami.
-A co to za bójki na korytarzu? Dalej, podnosić mi się natychmiast i wracać do swoich przedziałów.- odparła, pomagając wstać tlenionemu blondynowi. Jednak on tylko odepchnął jej dłoń, odwracając się na pięcie.
-Mój ojciec się o tym dowie!- krzyknął na odchodnym Draco, trzaskając drzwiami od przedziału.
-Nic Ci nie jest?- zapytał Fred Hermy.
-Nie.- powiedziała. Chłopak wyciągnął do niej dłoń, lecz ona wstała bez jego pomocy. Szybko odwróciła się i pobiegła przed siebie.- Przepraszam..-odparła na chwilę przed zakrętem. Gdy znikła, Rudzielec już chciał za nią pobiec, jednak zatrzymał go brat.
-To nie ma sensu. Daj jej czas, niech się uspokoi.- George skinął ręką na drugiego Gryfona i zaprowadził go do przedziału, w którym przedtem siedział. Byli tam też Katie, Angelina i Lee. Ich rozmowa ucichła, gdy Bliźniacy weszli. Przywitali się z nim, a konwersacja znów rozkwitła. Jej tematem był oczywiście Quidditch, a dokładniej tegoroczny sezon rozgrywek w Hogwarcie. Fred przemilczał całą podróż, a raczej zatracił się w swoich myślach. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Hermiona tak broniła Malfoya. Może czuła coś do niego? A może po prostu robiła to z tego samego powodu co mówiła? Wydawało mu się do absurdalne. Jednak niedługo miał pojąć, dlaczego tak bardzo jej na tym zależało.
Ah, tak szybko dodawać rozdziały. Szlaban na szlabanie, jednak jakoś udało mi się wejść na jakiś czas by dokończyć ten rozdział :>. Niestety przeważają w nim dialogi, przez co wydaje się i jest krótszy. Chyba jednak nie wywiązałam się z obietnicy :c. Trudno, takie życie :x Jeszcze się postaram, jeżeli oczywiście będzie dla kogo :3. Komentujcie, żebym wiedziała, że jednak nie pisze tego na marne : d
Pozdrawiam, Asia :3
Fred za wszelką cenę próbował by Hermiona zapomniała o tym dziwnym zdarzeniu. Chłopakowi zdawało się, że Miona nie przejmuje się tym wszystkim, jednak głęboko w sercu dziewczyny zawsze było miejsce dla siostry. Kochała ją nad życie, ponieważ wiele razy z jej pomocą osiągała więcej niż by osiągnęła sama. Również wspierała ją psychicznie co dla Gryfonki było bardzo ważne. W dzieciństwie niejednokrotnie stawała się popychadłem, przedmiotem kpin i drwin. Jednak dzięki Rose zawsze umiała się jakoś podnieść i iść dalej.
-W końcu wydostanę się z tej nory...- odparł żartobliwie lecz z lekką nutką prawdy Fred.
-Coś ty powiedział?- poddenerwowana już Molly nie miała nastroju na jakieś głupie żarciki.
-Nie, nic.
-Najwidoczniej się przesłyszałam... Chodźcie dzieciaczki, musimy szybko dostać się do Londynu.- powiedziała pani Weasley, otwierając drzwi auta z Ministerstwa Magii. Każdy w pośpiechu próbował zająć sobie jakieś miejsce, jednak nic z tego nie wyszło. Ron pchany przez resztę trafił na drzwi i się od nich odbił. Stracił równowagę, jednak Ginny go podtrzymała. Bliźniacy nadal pchali się do auta, czym spowodowali to, że Harry wpadł do niego i upuścił okulary. Ronald, któremu jakoś udało się wejść do środka, omyłkowo postawił stopę, kładąc ją na delikatnych szkłach Harry'ego. Gdy reszta usłyszała zgrzyt, z miejsca się uspokoili.
-Wybacz Harry...- odparł Ron, wyciągając do przyjaciela rękę z rozdeptanymi okularami. Nim zauważył, pochwyciła je Hermiona i podała Molly. Ona wyszeptała coś pod nosem, a następnie połamane szkiełka i oprawki pofrunęły ku sobie tworząc jedną, spójną całość- okulary Gryfona.
-Jeszcze raz przepraszam.- odrzekł Rudy, zakładając Harry'emu patrzałki na czubek nosa.
-Nie ma sprawy.- powiedział kruczowłosy, zajmując z powrotem swoje miejsce.
-Wchodzić, dalej, nie mamy czasu!- rozhisteryzowana kobieta popędzała młodych Hogwartczyków, gdyż zostało im niewiele do odjazdu Expressu.
Nim się obejrzeli, znaleźli się na stacji King's Cross, podbiegając czym prędzej do magicznej ściany. Gdy już wszyscy stanęli w dymie wydostającym się z komina czerwonawej lokomotywy, Pani Weasley zaczęła się z każdym po kolei żegnać.
-Bądźcie grzeczni!- krzyknęła, gdy pociąg zaczął powoli ruszać. Gryfoni od razu zaczęli szukać jakiegoś wolnego przedziału, jednak to zadanie nie było łatwe. Gęsiego podążali przez kolejne wagony, zaglądając czy gdzieś nie ma wolnych miejsc. W pewnym momencie Fred zatrzymał się i spojrzał za okno. Słońce delikatnie świeciło zza białych chmur, dzień zapowiadał się bardzo przyjemny. Przejeżdżali właśnie przez jakieś wzgórza, które porastała kukurydza. Jej nasiona były już piękne i dorodne, jednak jeszcze nie nadawały się do zebrania.
-Idziemy?- zapytała Hermiona, która przystanęła wraz z Rudym.
-Poczekaj chwilę.- odparł chłopak, opierając kufer o ścianę wagonu i otwierając okno. Ciepły, jeszcze letni wiatr cicho wleciał do wagonu. Delikatnie muskał ich policzki, po czym leciał dalej, na drugi koniec wagonu. Rozkojarzony Bliźniak podniósł swą prawą dłoń, objął szyję Miony.
-Kiedyś kupie takie mugolskie pole i zasieje na nim pełno kwiatów, a każdy z osoba będzie dla Ciebie.- Rudzielec lekko pocałował swoją dziewczynę w policzek i spojrzał jej w oczy.- Nie masz nic przeciwko, prawda?
-Ależ skąd.- potwierdziła Kujonka. Mocno wtuliła się w Freddie'go, nadal patrząc na rozłożyste pola kukurydzy.
-Papużki nierozłączki, jakie to słodkie- z jednego przedziału niespodziewanie ktoś się wychylił. Był to wścibski Draco Malfoy, który uwielbiał dokuczać niemalże każdemu. Hermionę upatrzył sobie już dawno, ze względu na jej status krwi.
-Zamknij się Malfoy.- Rudzielec odsunął się od Hermy, zasłonił ją przed Malfoyem.- Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, jasne?
-Nic ci do tego, mogę swobodnie chodzić gdzie mi się podoba.
-Swobodnie to ja Ci mogę przywalić.- odparł Fred, uderzając Dracona pięścią w twarz. Ślizgona odrzuciło do tyłu, poleciał plecami na ścianę. Szybko się po niej osunął i niemalże natychmiast wstał. Bliźniak już celował po raz kolejny w jego twarz, jednak dziewczyna zagrodziła mu drogę.
-Proszę, przestań!- krzyknęła Miona, odpychając jeszcze swojego chłopaka od tlenionego blondyna.- Jeszcze będziesz mieć przez niego problemy, tylko tego brakuje.
-Nie rozumiesz, że zasłużył? Nie podoba mi się jego zachowanie, mógłby choć raz się zamknąć. Może teraz zrozumie, że nie powinien tak postępować.- powiedział Freddie, lecz to co teraz się stało zupełnie go zamurowało. Malfoy chwycił Hermionę za biodro i odepchnął od siebie. Dziewczyna straciła równowagę, poleciała wprost pod nogi Geroge'a. Ślizgon rzucił się na Gryfona, zdążył uderzyć go raz w tors, po czym wyrwała go z bójki czarownica z wózkiem ze słodyczami.
-A co to za bójki na korytarzu? Dalej, podnosić mi się natychmiast i wracać do swoich przedziałów.- odparła, pomagając wstać tlenionemu blondynowi. Jednak on tylko odepchnął jej dłoń, odwracając się na pięcie.
-Mój ojciec się o tym dowie!- krzyknął na odchodnym Draco, trzaskając drzwiami od przedziału.
-Nic Ci nie jest?- zapytał Fred Hermy.
-Nie.- powiedziała. Chłopak wyciągnął do niej dłoń, lecz ona wstała bez jego pomocy. Szybko odwróciła się i pobiegła przed siebie.- Przepraszam..-odparła na chwilę przed zakrętem. Gdy znikła, Rudzielec już chciał za nią pobiec, jednak zatrzymał go brat.
-To nie ma sensu. Daj jej czas, niech się uspokoi.- George skinął ręką na drugiego Gryfona i zaprowadził go do przedziału, w którym przedtem siedział. Byli tam też Katie, Angelina i Lee. Ich rozmowa ucichła, gdy Bliźniacy weszli. Przywitali się z nim, a konwersacja znów rozkwitła. Jej tematem był oczywiście Quidditch, a dokładniej tegoroczny sezon rozgrywek w Hogwarcie. Fred przemilczał całą podróż, a raczej zatracił się w swoich myślach. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Hermiona tak broniła Malfoya. Może czuła coś do niego? A może po prostu robiła to z tego samego powodu co mówiła? Wydawało mu się do absurdalne. Jednak niedługo miał pojąć, dlaczego tak bardzo jej na tym zależało.
Ah, tak szybko dodawać rozdziały. Szlaban na szlabanie, jednak jakoś udało mi się wejść na jakiś czas by dokończyć ten rozdział :>. Niestety przeważają w nim dialogi, przez co wydaje się i jest krótszy. Chyba jednak nie wywiązałam się z obietnicy :c. Trudno, takie życie :x Jeszcze się postaram, jeżeli oczywiście będzie dla kogo :3. Komentujcie, żebym wiedziała, że jednak nie pisze tego na marne : d
Pozdrawiam, Asia :3
sobota, 2 listopada 2013
Rozdział X
-Co się stało?-zapytał Fred, gdy Hermiona trochę się uspokoiła.- Powiedz, oczywiście jeżeli chcesz.
-Jak będzie chciała powiedzieć to sama nam powie, a tym czasem wracajmy do domu.- odparła Ginny, łapiąc Kujonkę pod ramię. W milczeniu wrócili do domu, gdzie panowała bardzo wesoła atmosfera. Molly z drobną pomocą Rona przygotowała pyszną kolację, którą było czuć już na progu. W piekarniku piekły się czekoladowe babeczki, ostudzona galaretka czekała w lodówce na Gryfonów.
-Herma, idź obmyć sobie twarz u góry, my tutaj na Ciebie poczekamy.- odparł Freddie, delikatnie całując ją w rozgrzany policzek. Gdy dziewczyna postawiła nogę na ostatni stopień starych schodów, na dole rozpoczęły się ciche szepty.
-Jak myślicie, co mogło jej się stać?- zapytała Ginny.
-Może skaleczyła się czymś.- odparł George.- Nie... zauważylibyśmy.
-A może przypomniała sobie coś... kto wie.- Fred bardzo chciał wiedzieć dlaczego Miona tak się zachowywała, jednak nie miał zamiaru na nią naciskać. Po tych słowach usłyszeli zgrzytanie schodów, które oznajmiały, by zakończyli tą rozmowę.
Cała 4 udała się do kuchni na kolacje. Zastali tam już Panią Weasley, Percy'ego i Rona. Do stołu dostawiono krzesła, by każdy mógł wygodnie usiąść. Herma zajęła miejsce pomiędzy Ginny i Freddie'm, który nadal był rozżalony ową sytuacją.
Przez cały posiłek wszyscy dobrze się bawili, nie licząc Hermiony i Freda. Najmłodsza Weasleyówna ze wszystkich sił próbowała jakoś rozbawić swą przyjaciółkę, jednak ona ciągle siedziała zasmucona. Co jakiś czas po policzku spływała jej jedna łza, a z każdą rozlaną łzą dziewczyna stawała się coraz bardziej zmęczona. Natomiast Rudowłosego próbował jakoś rozweselić brat. Niekiedy delikatnie się uśmiechał, lecz potem spoglądał na Gryfonkę i od razu opuszczał głowę. W jego oczach nie tlił się ten codzienny błysk, z którym zawszę chodził po świecie. Usta często przygryzał, przez co stały się teraz lekko opuchnięte. Oboje wyglądali na nieobecnych i może trochę zdesperowanych.
-To ja już pójdę.- odparła Kujonka, cicho odsuwając krzesło. Dziewczyna wolno ruszyła do wyjścia, gdy znikła Fred również podniósł się i podążył za nią. Wychodząc nie odezwał się ani słowem, za bardzo był zapatrzony w Hermę. Jej czekoladowe włosy równomiernie rozchodziły się po plecach i ramionach. Zgrabną sylwetkę odziedziczyła po matce, natomiast długie ręce po tacie. Wysoko podnosiła nogi wchodząc po schodach, a spódniczka lekko falowała z każdym kolejnym krokiem. Gdy chciała już wejść do pokoju Ginny, Freddie szybko dogonił ją i pochwycił jej dłoń.
-Masz może ochotę na mały spacerek?- zapytał z lekko wymuszonym uśmiechem.
-Nie... przepraszam.- powiedziała Gryfonka, próbując wyrwać rękę z mocnego uścisku chłopaka. On ustąpił, jednak delikatnie chwycił ją za ramie.
-Myszko, proszę pozwól mi zrozumieć twoją sytuację. Ja chcę dla Ciebie dobrze.- Fred znów chwycił małą dłoń Hermy, lecz ona gwałtownie nią szarpnęła.
-To zrozum, że chce być sama!- warknęła, odsuwając się od Rudowłosego, po czym trzasnęła drzwiami. Przeraźliwy huk rozniósł się niemalże po całej Norze, rozmowy w kuchni na moment ucichły. Załamany Gryfon chciał już pójść do swojego pokoju, gdy drzwi od sypialni Ginewry nagle się otworzyły, a zapłakana Hermiona rzuciła się w jego ramiona.-Przepraszam...- cicho wyszeptała, lecz chłopak nie chciał by cokolwiek mówiła. Delikatnie głaskał ją po włosach, mocno przytulał do swego torsu.
Jak tylko dziewczyna uspokoiła się, Bliźniak zaprowadził ją do pokoju Ginny.
-Prześpij się trochę, na pewno dobrze Ci to zrobi.- odparł, a sam usiadł na skraju łóżka.
-Proszę, zostań aż zasnę.- powiedziała, okrywając się kocem.
-Dobrze słońce.- Fred położył się obok swojej dziewczyny i objął ją jednym ramieniem. Co jakiś czas lekko gładził jej włosy drugą ręką, jednak dziewczyna nie mogła zasnąć. Gdy już zasnęła, jakiś nawet najcichszy szmer od razu ją budził. Po ponad półgodzinie bezczynnego leżenia, Miona podniosła się delikatnie i podeszła do okna. Przez chmurę słońce delikatnie przebijało się, oświetlając prawie całą okolicę. Na starym dębie, który znajdował się nieopodal domu Weasleyów, ptaszki wesoło ćwierkały. Herma dalej przyglądała się naturze, gdy nagle od tyłu przytulił ją Rudy.
-Czujesz się już lepiej?- zapytał cicho, przegarniając jej włosy za plecy.
-Trochę.- odparła dziewczyna, odwracając się do Freda.
-Tak?- Freddie zaczął wpatrywać się w jej brązowe oczy. Były one pokryte jakby powłoką ze szkła, natomiast wokół znajdowały się czerwone plamki.
-Nie, nic...- powiedziała brązowowłosa. Wtem, jej nogi oderwały się od podłogi, a sama zaczęła kręcić się dzięki Bliźniakowi po prawie całym pokoju. Chwyciła go za szyję i mocno przywarła do niego. Po chwili przestał się kręcić, lekko postawił Hermę na podłodze.-A to co miało znaczyć?
-A to miało znaczyć, że jestem bardzo szczęśliwy.- odparł Fred.- A to oznacza...- chłopak nie powiedział nic więcej, lecz mocno objął Kujonkę i czule pocałował ją w usta.- że Cię kocham.- dodał.
-Ja Ciebie też.- Hermiona odwzajemniła pocałunek, po czym razem usiedli na łóżku. Rudzielec położył głowę na kolanach swojej dziewczyny, przy czym pilnie się w nią wpatrywał. Zawsze lubił patrzeć na jej uśmiechniętą buzię, gdyż po prostu lubił jak była szczęśliwa, uradowana. Po to był przy niej, by ją uszczęśliwiać. Każdego dnia starał się, aby na jej okrągłej buźce widniał uśmiech. A gdy mu to nie wychodziło, nie był z tego dnia zadowolony. On po prostu chciał, by jego dziewczyna nie siadała po kontach i płakała, by nie cierpiała przez niego. Starał się być idealnym chłopakiem, jednak nie było to takie łatwe. Pragnął, by Herma stała się najszczęśliwszą osobą stąpającą po tej planecie. Jednak nadchodzące zdarzenia, miały całkiem zmienić jego nastawienie do Gryfonki.
Trochę te 2 tygodnie się przedłużyły xD. Niestety przez ten szlaban rozdział wyszedł jaki wyszedł i nie wiem, kiedy pojawi się następny. Kolejne tygodnie szlabanu nadchodzą : >.
Nie wiem jak wam, ale mi ten rozdział nie przypadł do gustu, jednak obiecuję, że następny będzie o wiele ciekawszy, o wiele dłuższy i o wiele bardziej wciągający : ).
Pozdrawiam, Asia : 3
-Jak będzie chciała powiedzieć to sama nam powie, a tym czasem wracajmy do domu.- odparła Ginny, łapiąc Kujonkę pod ramię. W milczeniu wrócili do domu, gdzie panowała bardzo wesoła atmosfera. Molly z drobną pomocą Rona przygotowała pyszną kolację, którą było czuć już na progu. W piekarniku piekły się czekoladowe babeczki, ostudzona galaretka czekała w lodówce na Gryfonów.
-Herma, idź obmyć sobie twarz u góry, my tutaj na Ciebie poczekamy.- odparł Freddie, delikatnie całując ją w rozgrzany policzek. Gdy dziewczyna postawiła nogę na ostatni stopień starych schodów, na dole rozpoczęły się ciche szepty.
-Jak myślicie, co mogło jej się stać?- zapytała Ginny.
-Może skaleczyła się czymś.- odparł George.- Nie... zauważylibyśmy.
-A może przypomniała sobie coś... kto wie.- Fred bardzo chciał wiedzieć dlaczego Miona tak się zachowywała, jednak nie miał zamiaru na nią naciskać. Po tych słowach usłyszeli zgrzytanie schodów, które oznajmiały, by zakończyli tą rozmowę.
Cała 4 udała się do kuchni na kolacje. Zastali tam już Panią Weasley, Percy'ego i Rona. Do stołu dostawiono krzesła, by każdy mógł wygodnie usiąść. Herma zajęła miejsce pomiędzy Ginny i Freddie'm, który nadal był rozżalony ową sytuacją.
Przez cały posiłek wszyscy dobrze się bawili, nie licząc Hermiony i Freda. Najmłodsza Weasleyówna ze wszystkich sił próbowała jakoś rozbawić swą przyjaciółkę, jednak ona ciągle siedziała zasmucona. Co jakiś czas po policzku spływała jej jedna łza, a z każdą rozlaną łzą dziewczyna stawała się coraz bardziej zmęczona. Natomiast Rudowłosego próbował jakoś rozweselić brat. Niekiedy delikatnie się uśmiechał, lecz potem spoglądał na Gryfonkę i od razu opuszczał głowę. W jego oczach nie tlił się ten codzienny błysk, z którym zawszę chodził po świecie. Usta często przygryzał, przez co stały się teraz lekko opuchnięte. Oboje wyglądali na nieobecnych i może trochę zdesperowanych.
-To ja już pójdę.- odparła Kujonka, cicho odsuwając krzesło. Dziewczyna wolno ruszyła do wyjścia, gdy znikła Fred również podniósł się i podążył za nią. Wychodząc nie odezwał się ani słowem, za bardzo był zapatrzony w Hermę. Jej czekoladowe włosy równomiernie rozchodziły się po plecach i ramionach. Zgrabną sylwetkę odziedziczyła po matce, natomiast długie ręce po tacie. Wysoko podnosiła nogi wchodząc po schodach, a spódniczka lekko falowała z każdym kolejnym krokiem. Gdy chciała już wejść do pokoju Ginny, Freddie szybko dogonił ją i pochwycił jej dłoń.
-Masz może ochotę na mały spacerek?- zapytał z lekko wymuszonym uśmiechem.
-Nie... przepraszam.- powiedziała Gryfonka, próbując wyrwać rękę z mocnego uścisku chłopaka. On ustąpił, jednak delikatnie chwycił ją za ramie.
-Myszko, proszę pozwól mi zrozumieć twoją sytuację. Ja chcę dla Ciebie dobrze.- Fred znów chwycił małą dłoń Hermy, lecz ona gwałtownie nią szarpnęła.
-To zrozum, że chce być sama!- warknęła, odsuwając się od Rudowłosego, po czym trzasnęła drzwiami. Przeraźliwy huk rozniósł się niemalże po całej Norze, rozmowy w kuchni na moment ucichły. Załamany Gryfon chciał już pójść do swojego pokoju, gdy drzwi od sypialni Ginewry nagle się otworzyły, a zapłakana Hermiona rzuciła się w jego ramiona.-Przepraszam...- cicho wyszeptała, lecz chłopak nie chciał by cokolwiek mówiła. Delikatnie głaskał ją po włosach, mocno przytulał do swego torsu.
Jak tylko dziewczyna uspokoiła się, Bliźniak zaprowadził ją do pokoju Ginny.
-Prześpij się trochę, na pewno dobrze Ci to zrobi.- odparł, a sam usiadł na skraju łóżka.
-Proszę, zostań aż zasnę.- powiedziała, okrywając się kocem.
-Dobrze słońce.- Fred położył się obok swojej dziewczyny i objął ją jednym ramieniem. Co jakiś czas lekko gładził jej włosy drugą ręką, jednak dziewczyna nie mogła zasnąć. Gdy już zasnęła, jakiś nawet najcichszy szmer od razu ją budził. Po ponad półgodzinie bezczynnego leżenia, Miona podniosła się delikatnie i podeszła do okna. Przez chmurę słońce delikatnie przebijało się, oświetlając prawie całą okolicę. Na starym dębie, który znajdował się nieopodal domu Weasleyów, ptaszki wesoło ćwierkały. Herma dalej przyglądała się naturze, gdy nagle od tyłu przytulił ją Rudy.
-Czujesz się już lepiej?- zapytał cicho, przegarniając jej włosy za plecy.
-Trochę.- odparła dziewczyna, odwracając się do Freda.
-Tak?- Freddie zaczął wpatrywać się w jej brązowe oczy. Były one pokryte jakby powłoką ze szkła, natomiast wokół znajdowały się czerwone plamki.
-Nie, nic...- powiedziała brązowowłosa. Wtem, jej nogi oderwały się od podłogi, a sama zaczęła kręcić się dzięki Bliźniakowi po prawie całym pokoju. Chwyciła go za szyję i mocno przywarła do niego. Po chwili przestał się kręcić, lekko postawił Hermę na podłodze.-A to co miało znaczyć?
-A to miało znaczyć, że jestem bardzo szczęśliwy.- odparł Fred.- A to oznacza...- chłopak nie powiedział nic więcej, lecz mocno objął Kujonkę i czule pocałował ją w usta.- że Cię kocham.- dodał.
-Ja Ciebie też.- Hermiona odwzajemniła pocałunek, po czym razem usiedli na łóżku. Rudzielec położył głowę na kolanach swojej dziewczyny, przy czym pilnie się w nią wpatrywał. Zawsze lubił patrzeć na jej uśmiechniętą buzię, gdyż po prostu lubił jak była szczęśliwa, uradowana. Po to był przy niej, by ją uszczęśliwiać. Każdego dnia starał się, aby na jej okrągłej buźce widniał uśmiech. A gdy mu to nie wychodziło, nie był z tego dnia zadowolony. On po prostu chciał, by jego dziewczyna nie siadała po kontach i płakała, by nie cierpiała przez niego. Starał się być idealnym chłopakiem, jednak nie było to takie łatwe. Pragnął, by Herma stała się najszczęśliwszą osobą stąpającą po tej planecie. Jednak nadchodzące zdarzenia, miały całkiem zmienić jego nastawienie do Gryfonki.
Trochę te 2 tygodnie się przedłużyły xD. Niestety przez ten szlaban rozdział wyszedł jaki wyszedł i nie wiem, kiedy pojawi się następny. Kolejne tygodnie szlabanu nadchodzą : >.
Nie wiem jak wam, ale mi ten rozdział nie przypadł do gustu, jednak obiecuję, że następny będzie o wiele ciekawszy, o wiele dłuższy i o wiele bardziej wciągający : ).
Pozdrawiam, Asia : 3
środa, 9 października 2013
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Rozdział IX
Minęło parę dni zanim wszyscy zapomnieli o dziwnym napadzie Hermiony. Sama jednak myślała nad tym godzinami, śledziła częstość napadów. Po pewnym czasie, gdy już nie mogła znaleźć nowych tropów po prostu odpuściła. Nie reagowała już na nowe artykuły w Proroku Codziennym, wyrzuciła swój notatnik z przemyśleniami. Postanowiła znowu spędzać czas z Bliźniakami i Ginny. W wolnych chwilach pomagała pani Weasley przy codziennych pracach domowych jak i ogrodowych. Obserwowała również prace Bliźniaków nad ich nowym wynalazkiem. Wszystko powoli wracało do normy. Jednak w najbliższym czasie te przeżycia miały zostać zsunięte na drugi plan przez kolejne, dziwne zdarzenie.
Pewnego sierpniowego jak i upalnego dnia, Hermiona w końcu miała wypełnić zadanie, które na początku wakacji dostała od Molly. Polegało ono na tym, by młoda Gryfonka pod eskortą Ginny i Bliźniaków zakupiła wszystkie potrzebne przedmioty do Hogwartu. Dziewczyny zaczęły od apteki, gdzie kupiły odpowiednie składniki na eliksiry. W tym samym czasie Bliźniacy wybrali się do sklepu z magicznymi gadżetami Gambola i Japesa. Gdy każdy z osobna zdobył już to co chciał, podążyli razem do lodziarni. Zamówili 4 duże porcje lodów i napawali się nimi w przyjemnym oraz delikatnym blasku słońca.
-Jeszcze tylko 2,5 tygodnia i znajdziemy się znów w Hogwarcie!- wypiszczała podekscytowana Hermiona.- Znów powróci ciężka nauka! Radziłabym wam od razu po powrocie do domu zacząć przeglądać nowe książki. Zawsze znajdzie się coś fascynującego, co...- brązowowłosa przerwała, gdyż w jej kierunku z zawrotną prędkością leciała dość spora piłka. Dziewczyna szybko się schyliła, jednak i tak nie obroniło ją to przed bolesnym ciosem. Piłka odbiła się od głowy Hermy po czym wleciała do przeciwległej miski z lodami. Na twarzach i ubraniach Hogwartczyków pojawiły się czekoladowo-truskawkowe smugi.
-Ja... ja bardzo przepraszam...- powiedział mały chłopiec, na oko 7-latek.- To przez przypadek.
-Oj, nie martw się.-odparła Ginny, ocierając z czoła lody czekoladowe- Nic się nie stało.
-Łap piłkę i leć innych obsmarowywać lodami.- dodał z uśmiechem Fred. Mały chłopiec pomachał im na pożegnanie po czym pognał w dalszą podróż.
-Zaraz wrócę, pójdę obmyć trochę twarz.- Hermiona wstała i podążyła do toalety wewnątrz lokalu. Ubikację przeszywał ładny, różany zapach, który idealnie współgrał z różowym wnętrzem. Dziewczyna wzięła jedną chusteczkę i lekko ją zamoczyła pod kranem. Przemyła sobie twarz raz, dwa, albo i trzy razy. Gdy ostatni raz spojrzała w lustro by poprawić włosy, coś zamigotało po lewej stronie umywalki. W tym samym miejscu gdzie młoda Gryfonka przed chwilą trzymała rękę pojawiło się małe, srebrzyste pudełeczko. Miona bez zastanowienia chwyciła je i obejrzała dokładnie. Na wieczku widniały prawie niewidzialne napisy wyszyte białą nitką. "Bo jeśli za kimś tęsknisz od lat, otwórz mnie a nie ujrzysz wad.". Kujonka od razu pomyślała o swej zmarłej siostrze. Coś ciągnęło ją do tego by podnieść wieczko małego pudełeczka, jednak również coś zniechęcało ją. Chciała w końcu nie widzieć wad w śmierci siostry, lecz wydawało się to trochę dziwne. Nigdy przedtem nie słyszała o sposobie cofnięcia się w czasie, a szczególnie w tak dziwny sposób. Jednak chęć zobaczenia znów siostry była silniejsza i młoda Gryfonka otworzyła pudełko.
Herma zaraz po dotknięciu wieczka poczuła silne szarpnięcie.
Znalazła się na dużej polance pokrytej majestatycznymi tulipanami o różnych odcieniach. Parę metrów od niej bawiły się dwie dziewczynki, obie niemal identyczne. Różniły się tylko kolorem bluzek, chyba po to, by rodzice mogli je bez problemu odróżnić. Co chwilę jedna z nich wyrywała kwiat, by następnie wyrzucić jego płatki w powietrze. W ten sposób tworzyły piękną, kolorową serpentynę, która ciągnęła się za nimi. W pewnym momencie dziewczynka idąca na przedzie omyłkowo postawiła stopę i poleciała do przodu. Druga nie zdążyła zatrzymać się, przez co wylądowała na plecach swej towarzyszki.
-Hermiono! Rose!- zabrzmiał wysoki, kobiecy głos.- Wracać mi tu natychmiast!- dziewczynki szybko się podniosły, a Herma znów poczuła szarpniecie, tylko że teraz dwa razy silniejsze.
Tym razem wylądowała przed swoim domem. Szybko go rozpoznała, po położeniu doniczek i innych ogrodowych ozdób. Te same dziewczynki tylko trochę starsze bawiły się lalkami. Jedna z nich udawała, że jej lalka to światowej klasy supermodelka, druga natomiast tylko potrząsała swą lalką. Robiła to tak brutalnie, że w pewnym momencie szmaciana główka odpadła od reszty tułowia. Posiadaczka owej lalki zaczęła płakać, a druga dziewczynka szybko odwróciła głowę w jej stronę.
-Psiestan plakac. Mama ulatuje lalke.- powiedziała i mocno ją przytuliła. Starszej Hermionie ugięły się kolana, znalazła się na ziemi. Obserwowała z daleka jak jej własna matka wnosi ją i jej siostrę do domu. Mama patrzyła w jej stronę, lecz Kujonka czuła, że to spojrzenie przez nią przenika. Do oczu napływały jej łzy, jednak ona nie pozwalała im spłynąć po rozgrzanych policzkach. Skuliła się na ziemi i przyciągnęła kolana do brzucha. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła znalazła się w zupełnie innym miejscu.
Pokój, w którym teraz przebywała skulona Gryfonka był cały w bieli. Za oknem słychać było szum jeżdżących aut, za pewnie nie znajdowały się one bliżej jak 10 pięter niżej. Na łóżku leżała 8-letnia Rose, do której zostały poprzyczepiane różne urządzenia medyczne. Przy niej siedziała najbliższa rodzina, to znaczy, rodzice i siostra. Przez mały wenflon w prawej ręce dziewczyny wpływał jakiś jaskrawożółty płyn. Brązowowłosa powoli wstała po czym przyjrzała się twarzy młodszej siostry. Była ona bardzo blada, zapadnięta, a usta nie były aż tak nasycone czerwienią. Następnie spojrzała na urządzenie monitorujące prace serca. Działało ono poprawieni - a bynajmniej tak się wydawało Hermionie. Nagle łagodne fale przedstawiające zarys pracy serca znikły, pojawiła się zwykła, pozioma linia. Urządzenia zaczęły przeraźliwie piszczeć, do pokoju wbiegły pielęgniarki. Wyrzuciły całą rodzinę za szklaną ścianę, a same zaczęły reanimację. Matka Rose waliła z całej siły w ścianę i coś krzyczała. Jej mąż próbował ją odciągnąć, jednak ona nie dawała za wygraną. Uderzała raz za razem w gładką tafle szyby, wykrzykiwała pojedyncze słowa. Trwało to aż do momentu, kiedy zrezygnowane pielęgniarki przestały reanimować dziewczynkę i naciągnęły na jej głowę prześcieradło. Przerażona Miona przez cały czas stała jak wryta. W końcu dała za wygraną, pozwoliła łzą spokojnie płynąć. Zrezygnowana oparła się o ścianę. Przycisnęła ręce do uszu, by nie słyszeć krzyków pani Granger. Powoli zamknęła oczy, po czym odpłynęła. Gdy się obudziła, nadgarstki miała tak zesztywniałe, że sama ich nie mogła wyprostować. Rozluźniła mięśnie i po mniej więcej 10 minutach mogła ruszyć nadgarstki. Odsunęła więc ręce od bolących uszu i usłyszała śpiew...
Śpiew skrzypka, który grał jakąś pogrzebową pieśń. Mała trumna znajdowała się już w idealnym dla niej dole, dwaj mężczyźni chwycili się za łopaty i zaczęli zakopywać dół. Gdy skończyli, skrzypek zamilkł, a reszta ludzi rozeszła się. Została tylko ona. Młoda, 8-letnia Hermiona, ubrana w przewiewną, czarną sukienkę za kolana. W prawej ręce trzymała czerwoną różę. Przyklękła na chwilę przed miejscem zakopania trumny i złożyła ręce do modlitwy. Łzy spadające głucho na zimną ziemię wytworzyły małe wgłębienia. Gdy dziewczynka skończyła się modlić delikatnie położyła różę na rozkopanym terenie. Ostatnia łza opadła na główkę kwiatu, lekko go rozświtlając. Odwróciła się na pięcie i szybko pobiegła do rodziców. Starsza Herma poczuła lekkie szarpnięcie i znalazła się znowu w łazience.
Oczy miała czerwone i lekko podkrążone. Po policzkach nadal spływały łzy, jednak Kujonka ich nie ścierała. Chciała znaleźć pudełko by zabrać je ze sobą, lecz jego nigdzie nie było. Podniosła więc torebkę i wybiegła szybko z łazienki. Jej przyjaciele gawędzili wesoło, jednak gdy ją zobaczyli to zamarli. Uśmiechy spełzły im ze twarzy, wykładali do niej ręce w geście skruchy bądź współczucia. Pierwszy objął ją Fred, przy czym otarł jej poliki chusteczką. Wszyscy mówili coś do niej. Cicho, łagodnie, spokojnie. Jednak ona ich nie słyszała, albo raczej nie chciała słyszeć. Przez to jedno, głupie pudełko przypomniała sobie śmierć swej siostry. Tą, o której każdego dnia próbowała zapomnieć. Przypomniała sobie też niektóre wspólne chwile z Rose. Te, o których zawsze próbowała pamiętać. Jednak czy to zmieniło jej postępowanie czy może tok rozumowania? Nie... Nadal nie mogła uwierzyć, że jej siostra umarła. Miała nadzieje, że zaraz przyjdzie tu i ją przytuli. Chciała zamienić z nią choćby jeszcze jedno słowo. Lecz to wszystko było nie możliwe, nie realne. Musiała pogodzić się z tym bólem i iść z nim dalej, dalej przed siebie. Aż w końcu dojdzie do czasów, gdzie nie będzie zasmucać się śmiercią swej siostry, gdyż ona będzie obok niej. Obok...
Na zawsze.
Jak to w każdym poście, przepraszam za tak długą przerwę. Od jakiegoś czasu ułożyłam sobie fabułę tego rozdziału, jednak nie umiałam go napisać... Siedziałam po 2-3 godziny z napisanymi 3 zdaniami i na tym się kończyło. Ale chyba odpłaciłam się długością, prawda? :D Mam nadzieję, że choć ktoś przeczyta to do końca i przypadnie mu to do gustu.
Gorące pozdrowienia, Asia :3
Pewnego sierpniowego jak i upalnego dnia, Hermiona w końcu miała wypełnić zadanie, które na początku wakacji dostała od Molly. Polegało ono na tym, by młoda Gryfonka pod eskortą Ginny i Bliźniaków zakupiła wszystkie potrzebne przedmioty do Hogwartu. Dziewczyny zaczęły od apteki, gdzie kupiły odpowiednie składniki na eliksiry. W tym samym czasie Bliźniacy wybrali się do sklepu z magicznymi gadżetami Gambola i Japesa. Gdy każdy z osobna zdobył już to co chciał, podążyli razem do lodziarni. Zamówili 4 duże porcje lodów i napawali się nimi w przyjemnym oraz delikatnym blasku słońca.
-Jeszcze tylko 2,5 tygodnia i znajdziemy się znów w Hogwarcie!- wypiszczała podekscytowana Hermiona.- Znów powróci ciężka nauka! Radziłabym wam od razu po powrocie do domu zacząć przeglądać nowe książki. Zawsze znajdzie się coś fascynującego, co...- brązowowłosa przerwała, gdyż w jej kierunku z zawrotną prędkością leciała dość spora piłka. Dziewczyna szybko się schyliła, jednak i tak nie obroniło ją to przed bolesnym ciosem. Piłka odbiła się od głowy Hermy po czym wleciała do przeciwległej miski z lodami. Na twarzach i ubraniach Hogwartczyków pojawiły się czekoladowo-truskawkowe smugi.
-Ja... ja bardzo przepraszam...- powiedział mały chłopiec, na oko 7-latek.- To przez przypadek.
-Oj, nie martw się.-odparła Ginny, ocierając z czoła lody czekoladowe- Nic się nie stało.
-Łap piłkę i leć innych obsmarowywać lodami.- dodał z uśmiechem Fred. Mały chłopiec pomachał im na pożegnanie po czym pognał w dalszą podróż.
-Zaraz wrócę, pójdę obmyć trochę twarz.- Hermiona wstała i podążyła do toalety wewnątrz lokalu. Ubikację przeszywał ładny, różany zapach, który idealnie współgrał z różowym wnętrzem. Dziewczyna wzięła jedną chusteczkę i lekko ją zamoczyła pod kranem. Przemyła sobie twarz raz, dwa, albo i trzy razy. Gdy ostatni raz spojrzała w lustro by poprawić włosy, coś zamigotało po lewej stronie umywalki. W tym samym miejscu gdzie młoda Gryfonka przed chwilą trzymała rękę pojawiło się małe, srebrzyste pudełeczko. Miona bez zastanowienia chwyciła je i obejrzała dokładnie. Na wieczku widniały prawie niewidzialne napisy wyszyte białą nitką. "Bo jeśli za kimś tęsknisz od lat, otwórz mnie a nie ujrzysz wad.". Kujonka od razu pomyślała o swej zmarłej siostrze. Coś ciągnęło ją do tego by podnieść wieczko małego pudełeczka, jednak również coś zniechęcało ją. Chciała w końcu nie widzieć wad w śmierci siostry, lecz wydawało się to trochę dziwne. Nigdy przedtem nie słyszała o sposobie cofnięcia się w czasie, a szczególnie w tak dziwny sposób. Jednak chęć zobaczenia znów siostry była silniejsza i młoda Gryfonka otworzyła pudełko.
Herma zaraz po dotknięciu wieczka poczuła silne szarpnięcie.
Znalazła się na dużej polance pokrytej majestatycznymi tulipanami o różnych odcieniach. Parę metrów od niej bawiły się dwie dziewczynki, obie niemal identyczne. Różniły się tylko kolorem bluzek, chyba po to, by rodzice mogli je bez problemu odróżnić. Co chwilę jedna z nich wyrywała kwiat, by następnie wyrzucić jego płatki w powietrze. W ten sposób tworzyły piękną, kolorową serpentynę, która ciągnęła się za nimi. W pewnym momencie dziewczynka idąca na przedzie omyłkowo postawiła stopę i poleciała do przodu. Druga nie zdążyła zatrzymać się, przez co wylądowała na plecach swej towarzyszki.
-Hermiono! Rose!- zabrzmiał wysoki, kobiecy głos.- Wracać mi tu natychmiast!- dziewczynki szybko się podniosły, a Herma znów poczuła szarpniecie, tylko że teraz dwa razy silniejsze.
Tym razem wylądowała przed swoim domem. Szybko go rozpoznała, po położeniu doniczek i innych ogrodowych ozdób. Te same dziewczynki tylko trochę starsze bawiły się lalkami. Jedna z nich udawała, że jej lalka to światowej klasy supermodelka, druga natomiast tylko potrząsała swą lalką. Robiła to tak brutalnie, że w pewnym momencie szmaciana główka odpadła od reszty tułowia. Posiadaczka owej lalki zaczęła płakać, a druga dziewczynka szybko odwróciła głowę w jej stronę.
-Psiestan plakac. Mama ulatuje lalke.- powiedziała i mocno ją przytuliła. Starszej Hermionie ugięły się kolana, znalazła się na ziemi. Obserwowała z daleka jak jej własna matka wnosi ją i jej siostrę do domu. Mama patrzyła w jej stronę, lecz Kujonka czuła, że to spojrzenie przez nią przenika. Do oczu napływały jej łzy, jednak ona nie pozwalała im spłynąć po rozgrzanych policzkach. Skuliła się na ziemi i przyciągnęła kolana do brzucha. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła znalazła się w zupełnie innym miejscu.
Pokój, w którym teraz przebywała skulona Gryfonka był cały w bieli. Za oknem słychać było szum jeżdżących aut, za pewnie nie znajdowały się one bliżej jak 10 pięter niżej. Na łóżku leżała 8-letnia Rose, do której zostały poprzyczepiane różne urządzenia medyczne. Przy niej siedziała najbliższa rodzina, to znaczy, rodzice i siostra. Przez mały wenflon w prawej ręce dziewczyny wpływał jakiś jaskrawożółty płyn. Brązowowłosa powoli wstała po czym przyjrzała się twarzy młodszej siostry. Była ona bardzo blada, zapadnięta, a usta nie były aż tak nasycone czerwienią. Następnie spojrzała na urządzenie monitorujące prace serca. Działało ono poprawieni - a bynajmniej tak się wydawało Hermionie. Nagle łagodne fale przedstawiające zarys pracy serca znikły, pojawiła się zwykła, pozioma linia. Urządzenia zaczęły przeraźliwie piszczeć, do pokoju wbiegły pielęgniarki. Wyrzuciły całą rodzinę za szklaną ścianę, a same zaczęły reanimację. Matka Rose waliła z całej siły w ścianę i coś krzyczała. Jej mąż próbował ją odciągnąć, jednak ona nie dawała za wygraną. Uderzała raz za razem w gładką tafle szyby, wykrzykiwała pojedyncze słowa. Trwało to aż do momentu, kiedy zrezygnowane pielęgniarki przestały reanimować dziewczynkę i naciągnęły na jej głowę prześcieradło. Przerażona Miona przez cały czas stała jak wryta. W końcu dała za wygraną, pozwoliła łzą spokojnie płynąć. Zrezygnowana oparła się o ścianę. Przycisnęła ręce do uszu, by nie słyszeć krzyków pani Granger. Powoli zamknęła oczy, po czym odpłynęła. Gdy się obudziła, nadgarstki miała tak zesztywniałe, że sama ich nie mogła wyprostować. Rozluźniła mięśnie i po mniej więcej 10 minutach mogła ruszyć nadgarstki. Odsunęła więc ręce od bolących uszu i usłyszała śpiew...
Śpiew skrzypka, który grał jakąś pogrzebową pieśń. Mała trumna znajdowała się już w idealnym dla niej dole, dwaj mężczyźni chwycili się za łopaty i zaczęli zakopywać dół. Gdy skończyli, skrzypek zamilkł, a reszta ludzi rozeszła się. Została tylko ona. Młoda, 8-letnia Hermiona, ubrana w przewiewną, czarną sukienkę za kolana. W prawej ręce trzymała czerwoną różę. Przyklękła na chwilę przed miejscem zakopania trumny i złożyła ręce do modlitwy. Łzy spadające głucho na zimną ziemię wytworzyły małe wgłębienia. Gdy dziewczynka skończyła się modlić delikatnie położyła różę na rozkopanym terenie. Ostatnia łza opadła na główkę kwiatu, lekko go rozświtlając. Odwróciła się na pięcie i szybko pobiegła do rodziców. Starsza Herma poczuła lekkie szarpnięcie i znalazła się znowu w łazience.
Oczy miała czerwone i lekko podkrążone. Po policzkach nadal spływały łzy, jednak Kujonka ich nie ścierała. Chciała znaleźć pudełko by zabrać je ze sobą, lecz jego nigdzie nie było. Podniosła więc torebkę i wybiegła szybko z łazienki. Jej przyjaciele gawędzili wesoło, jednak gdy ją zobaczyli to zamarli. Uśmiechy spełzły im ze twarzy, wykładali do niej ręce w geście skruchy bądź współczucia. Pierwszy objął ją Fred, przy czym otarł jej poliki chusteczką. Wszyscy mówili coś do niej. Cicho, łagodnie, spokojnie. Jednak ona ich nie słyszała, albo raczej nie chciała słyszeć. Przez to jedno, głupie pudełko przypomniała sobie śmierć swej siostry. Tą, o której każdego dnia próbowała zapomnieć. Przypomniała sobie też niektóre wspólne chwile z Rose. Te, o których zawsze próbowała pamiętać. Jednak czy to zmieniło jej postępowanie czy może tok rozumowania? Nie... Nadal nie mogła uwierzyć, że jej siostra umarła. Miała nadzieje, że zaraz przyjdzie tu i ją przytuli. Chciała zamienić z nią choćby jeszcze jedno słowo. Lecz to wszystko było nie możliwe, nie realne. Musiała pogodzić się z tym bólem i iść z nim dalej, dalej przed siebie. Aż w końcu dojdzie do czasów, gdzie nie będzie zasmucać się śmiercią swej siostry, gdyż ona będzie obok niej. Obok...
Na zawsze.
Jak to w każdym poście, przepraszam za tak długą przerwę. Od jakiegoś czasu ułożyłam sobie fabułę tego rozdziału, jednak nie umiałam go napisać... Siedziałam po 2-3 godziny z napisanymi 3 zdaniami i na tym się kończyło. Ale chyba odpłaciłam się długością, prawda? :D Mam nadzieję, że choć ktoś przeczyta to do końca i przypadnie mu to do gustu.
Gorące pozdrowienia, Asia :3
piątek, 19 lipca 2013
Rozdział VIII
-Zobaczcie ten artykuł.- odparł Ron.
-Co o tym sądzicie?- zapytała Hermiona.- Czy ja doświadczyłam tego samego?
-A któż to wie. Mówiłaś, że to był jakby sen. Pamiętasz go?
-Urywki kojarzę, jednak nie umiałabym opisać tego wszystkiego.- zirytowana Kujonka wstała i zaczęła krążyć po pokoju. Próbowała za wszelką cenę zrozumieć, co nękało ją i inne ofiary. Jedno było zgodne. Wszyscy poszkodowani uczęszczali kiedyś do Hogwartu. Może i to był jakiś trop, jednak Miona nie miała zamiaru mówić tego na głos. Postanowiła zapisać później wszystkie swoje spostrzeżenia w notatniku. -Nie zawracajmy sobie tym głowy. Po co przejmować się takimi sprawami? Są wakacje, skorzystajmy jakoś z tego!- odparła dziewczyna, by odwrócić uwagę od całego zdarzenia. Jak już mam prowadzić śledztwo, to tylko i wyłącznie na własną rękę- pomyślała. -Ja już pójdę, dobrze?- zapytała cicho. Zbliżała się 22, więc dziewczyna chciała już "pójść spać".
-Tak, oczywiście.- odparł Freddie. Delikatnie objął i pocałował Hermę na pożegnanie, po czym dziewczyna wyszła. Gdy znalazła się w pokoju, wyjęła z drewnianej skrzyni jeszcze nie zapisany notatnik. Wygodnie rozłożyła się na łóżku i napisała to, co domyśliła się już przedtem, a dokładniej "Ktoś powiązany z Hogwartem". Powoli oderwała pióro od kartki, by na nowo obmyślać całą tą sprawę.
Zrezygnowana kujonka otworzyła po raz kolejny notes by zapisać w nim kolejne zdanie. "Dziwne zaniki wspomnień podczas omdlenia" dane słowa pojawiają się na kartce. Dziewczyna daje za wygraną, przestaje myśleć o tym wszystkim. Gdy myślała o tym, myśli plątały jej się w głowie, więc nie wiedziała jak ma postąpić. Dlatego postanawia umyć się, a następnie pójść spać. Skierowała się do łazienki lecz była zajęta. Bez zastanowienia ruszyła do pokoju Bliźniaków. Jak zawsze dochodziły z niego potworne wybuchy, jednak to ją nie zniechęciło. Delikatnie zapukała w drzwi i czekała na zachętę do wejścia. Nie doczekała się jej, więc zapukała jeszcze raz. Powoli przystawiła ucho do gładkiej powierzchni, usłyszała ciche szepty. Zrezygnowana odwróciła się już, a w tym samym momencie ktoś chwycił ją za rękę i zdecydowanie wciągnął do pomieszczenia.
-Ktoś Cie śledził?
-A może ktoś Cię obserwował?
-Przyszłaś sama?
-Czy jednak ktoś jeszcze tam jest?- Hermiona została zalana pytaniami zadawanymi po kolei przez Bliźniaków. To wszystko wydawało się bardzo podejrzane, chłopcy byli inni niż zazwyczaj.
-Chciałam się umyć, jednak łazienka jest zajęta. Nie sądzę, by ktoś mnie obserwował czy śledził.
-Uff...- westchnął George.- To dobrze.
-Co tym razem knujecie?- zapytała podekscytowana młoda Gryfonka. Fred wyraźnie ukrywał coś przed nią, więc dziewczyna od razu sięgnęła za plecy chłopaka. Zdążył on się wycofać i ręka Hermy niczego nie dotknęła, prócz nadgarstka ukrywającego coś Rudzielca.
-Nic, co mogłoby Cię interesować.- odparł bez uczucia Freddie.
-A może mnie to akurat bardzo interesuje?- warknęła podobnym tonem Brązowowłosa. Nigdy nie bywała złośliwa dla swego chłopaka, jednak ten ton minimalnie ją zabolał.
-Jeżeli Cię to interesuję, musisz nam oznajmić, że jak coś za wszelką cenę nam pomożesz.
-Jasne. To co to takiego?
-Ostatnio natrafiliśmy na reklamę Przyśpieszanatora 2000, który rzekomo miał być machiną do podróży w czasie. Chcieliśmy to sprawdzić. Jednak tak jak myśleliśmy z George'em okazał się to jeden wielki szmelc, na którego wydaliśmy aż 25 galeonów! Postanowiliśmy wypróbować naszych sił w tej dziedzinie i spróbować zbudować nasz własny przyśpieszanator ze zmodyfikowaną nazwą...
-A jaka to będzie nazwa?- przerwała Miona, gdyż bardzo ciekawiła ją kreatywność Bliźniaków.
-To zostawiliśmy na koniec. Wracając, mamy zamiar zbudować nasz przyśpieszanator, lecz kompletnie nam to nie wychodzi. Na razie udało nam się stworzyć coś typu czarna dziura, jednak nie udaje nam się zrobić nic innego. Masz może jakieś pomysły Kwiatuszku?- zapytał Fred, delikatnie łapiąc małą rączkę dziewczyny.
-Niestety nie specjalizuje się w takich rzeczach, ale mogę coś zdziałać.- odparła, by już po chwili grzebać w rozmaitych książkach Bliźniaków. - To chyba jedyne z książek, jakie kiedyś ruszyliście.- dodała po chwili ze śmiechem.
-I tak nie zbyt się skupiliśmy, bo jak widzisz stworzyliśmy tylko czarną plamę.- odpowiada George, z dobrym dla sytuacji uśmiechem. Kujonka przeglądała każdą stronę, kartka po kartce, książka po książce, lecz nic nie wymyśliła. To nie był jej kierunek, to nie było coś, co ją pociągało.
-Wybaczcie mi, ale niestety nic nie poradzę. Może wymyślicie coś sami, a ja pójdę się umyć i spać. Dobranoc.- powiedziała, po czym pocałowała Freddiego w policzek, natomiast Georga lekko przytuliła.
-Dobranoc.- odparli panowie równocześnie.
Brązowowłosa szybko znalazła się w ciepłym łóżku obok Ginny. Dziewczyny rozmawiały ze sobą jeszcze ponad godzinę, aż w końcu oczy zaczęły się im kleić. Pierwsza zasnęła Rudowłosa, chwilę po niej Hermiona. Spały bardzo głęboko, miały przepiękne sny. Każda z nich śniła o tym, o czym zawsze marzyła. Choć obydwóch marzenia były bardzo skryte i może nie możliwe do spełnienia, one dążyły do tego by je spełnić. Bo chyba każdy chce to osiągnąć, prawda?
Przepraszam za wszystkie błędy, niestylistyczne fragmenty i inne, bo za pewne się zdarzą. Jak to ja pisałam w nocy, gdyż wtedy najlepsza wena : p. Nie wiem, czy nie za bardzo wykraczam poza sferę całego HP, jednak trzeba być kreatywnym oraz nie piszę tego dokładnie na podstawie tomów... więc nie wiem o co mi chodzi xD Ale cóż, postaram się dodawać rozdziały jeszcze częściej, lecz nie obiecuję.
Miłych wakacji, Asia :3
W przeciągu ubiegłego tygodnia kilkoro czarodziei spotkały dziwne napady. Towarzyszyły im drgawki, jak i w niektórych przypadkach mdłości oraz zimne poty. To było coś przerażającego. Nawet w najgorszych snach nie widywałam czegoś takiego.- mówi Pani Elizabeth Cole, świadek jednego z napadów. Mój mąż Colin rzucał się po podłodze, co jakiś czas wrzeszcząc "Odnajdę cel" jak i "Jestem blisko".
Na razie zanotowano AŻ 5 takich napadów. Występują one u osób w różnym wieku, jednak wszystkie z nich ukończyły Szkołę Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nie ma żadnych śladów oraz dowodów na to, by osądzać kogoś o manipulowanie bezbronnymi ludźmi. Ani jedna z ofiar przed napadem nie widziała sprawcy, więc możliwe, że to jakaś nie materialna postać. Swoje spostrzeżenia jak i propozycje można kierować w listach do redakcji.
A może i Ciebie spotkał taki napad? Wyślij do nas sowę i bądź na bieżąco z całą tą sprawą!
Redaktorka Courtney Yoref
-Co o tym sądzicie?- zapytała Hermiona.- Czy ja doświadczyłam tego samego?
-A któż to wie. Mówiłaś, że to był jakby sen. Pamiętasz go?
-Urywki kojarzę, jednak nie umiałabym opisać tego wszystkiego.- zirytowana Kujonka wstała i zaczęła krążyć po pokoju. Próbowała za wszelką cenę zrozumieć, co nękało ją i inne ofiary. Jedno było zgodne. Wszyscy poszkodowani uczęszczali kiedyś do Hogwartu. Może i to był jakiś trop, jednak Miona nie miała zamiaru mówić tego na głos. Postanowiła zapisać później wszystkie swoje spostrzeżenia w notatniku. -Nie zawracajmy sobie tym głowy. Po co przejmować się takimi sprawami? Są wakacje, skorzystajmy jakoś z tego!- odparła dziewczyna, by odwrócić uwagę od całego zdarzenia. Jak już mam prowadzić śledztwo, to tylko i wyłącznie na własną rękę- pomyślała. -Ja już pójdę, dobrze?- zapytała cicho. Zbliżała się 22, więc dziewczyna chciała już "pójść spać".
-Tak, oczywiście.- odparł Freddie. Delikatnie objął i pocałował Hermę na pożegnanie, po czym dziewczyna wyszła. Gdy znalazła się w pokoju, wyjęła z drewnianej skrzyni jeszcze nie zapisany notatnik. Wygodnie rozłożyła się na łóżku i napisała to, co domyśliła się już przedtem, a dokładniej "Ktoś powiązany z Hogwartem". Powoli oderwała pióro od kartki, by na nowo obmyślać całą tą sprawę.
Jeżeli ten ktoś jest powiązany z Hogwartem, to w jaki sposób? Przecież nawet jeśli dobrze myślę, to ze szkołą powiązanych jest milion osób. A jeżeli miałaby to być manipulacja, to w jaki niby sposób? Nie istnieje żaden dowód, że człowiek może zamienić się w czystą materię, jedynie może stać się nie widzialny za pomocą peleryny niewidki. Wracając do powiązania, czy ja w tym "śnie" nie byłam czasem w Hogwarcie? Moja pamięć pierwszy raz w życiu mnie zawodzi... może to jest kolejny dowód?! Dziwne jest to, że pamiętam dokładnie parę urywków, jednak z każdą chwilą pamiętam coraz mniej.
Zrezygnowana kujonka otworzyła po raz kolejny notes by zapisać w nim kolejne zdanie. "Dziwne zaniki wspomnień podczas omdlenia" dane słowa pojawiają się na kartce. Dziewczyna daje za wygraną, przestaje myśleć o tym wszystkim. Gdy myślała o tym, myśli plątały jej się w głowie, więc nie wiedziała jak ma postąpić. Dlatego postanawia umyć się, a następnie pójść spać. Skierowała się do łazienki lecz była zajęta. Bez zastanowienia ruszyła do pokoju Bliźniaków. Jak zawsze dochodziły z niego potworne wybuchy, jednak to ją nie zniechęciło. Delikatnie zapukała w drzwi i czekała na zachętę do wejścia. Nie doczekała się jej, więc zapukała jeszcze raz. Powoli przystawiła ucho do gładkiej powierzchni, usłyszała ciche szepty. Zrezygnowana odwróciła się już, a w tym samym momencie ktoś chwycił ją za rękę i zdecydowanie wciągnął do pomieszczenia.
-Ktoś Cie śledził?
-A może ktoś Cię obserwował?
-Przyszłaś sama?
-Czy jednak ktoś jeszcze tam jest?- Hermiona została zalana pytaniami zadawanymi po kolei przez Bliźniaków. To wszystko wydawało się bardzo podejrzane, chłopcy byli inni niż zazwyczaj.
-Chciałam się umyć, jednak łazienka jest zajęta. Nie sądzę, by ktoś mnie obserwował czy śledził.
-Uff...- westchnął George.- To dobrze.
-Co tym razem knujecie?- zapytała podekscytowana młoda Gryfonka. Fred wyraźnie ukrywał coś przed nią, więc dziewczyna od razu sięgnęła za plecy chłopaka. Zdążył on się wycofać i ręka Hermy niczego nie dotknęła, prócz nadgarstka ukrywającego coś Rudzielca.
-Nic, co mogłoby Cię interesować.- odparł bez uczucia Freddie.
-A może mnie to akurat bardzo interesuje?- warknęła podobnym tonem Brązowowłosa. Nigdy nie bywała złośliwa dla swego chłopaka, jednak ten ton minimalnie ją zabolał.
-Jeżeli Cię to interesuję, musisz nam oznajmić, że jak coś za wszelką cenę nam pomożesz.
-Jasne. To co to takiego?
-Ostatnio natrafiliśmy na reklamę Przyśpieszanatora 2000, który rzekomo miał być machiną do podróży w czasie. Chcieliśmy to sprawdzić. Jednak tak jak myśleliśmy z George'em okazał się to jeden wielki szmelc, na którego wydaliśmy aż 25 galeonów! Postanowiliśmy wypróbować naszych sił w tej dziedzinie i spróbować zbudować nasz własny przyśpieszanator ze zmodyfikowaną nazwą...
-A jaka to będzie nazwa?- przerwała Miona, gdyż bardzo ciekawiła ją kreatywność Bliźniaków.
-To zostawiliśmy na koniec. Wracając, mamy zamiar zbudować nasz przyśpieszanator, lecz kompletnie nam to nie wychodzi. Na razie udało nam się stworzyć coś typu czarna dziura, jednak nie udaje nam się zrobić nic innego. Masz może jakieś pomysły Kwiatuszku?- zapytał Fred, delikatnie łapiąc małą rączkę dziewczyny.
-Niestety nie specjalizuje się w takich rzeczach, ale mogę coś zdziałać.- odparła, by już po chwili grzebać w rozmaitych książkach Bliźniaków. - To chyba jedyne z książek, jakie kiedyś ruszyliście.- dodała po chwili ze śmiechem.
-I tak nie zbyt się skupiliśmy, bo jak widzisz stworzyliśmy tylko czarną plamę.- odpowiada George, z dobrym dla sytuacji uśmiechem. Kujonka przeglądała każdą stronę, kartka po kartce, książka po książce, lecz nic nie wymyśliła. To nie był jej kierunek, to nie było coś, co ją pociągało.
-Wybaczcie mi, ale niestety nic nie poradzę. Może wymyślicie coś sami, a ja pójdę się umyć i spać. Dobranoc.- powiedziała, po czym pocałowała Freddiego w policzek, natomiast Georga lekko przytuliła.
-Dobranoc.- odparli panowie równocześnie.
Brązowowłosa szybko znalazła się w ciepłym łóżku obok Ginny. Dziewczyny rozmawiały ze sobą jeszcze ponad godzinę, aż w końcu oczy zaczęły się im kleić. Pierwsza zasnęła Rudowłosa, chwilę po niej Hermiona. Spały bardzo głęboko, miały przepiękne sny. Każda z nich śniła o tym, o czym zawsze marzyła. Choć obydwóch marzenia były bardzo skryte i może nie możliwe do spełnienia, one dążyły do tego by je spełnić. Bo chyba każdy chce to osiągnąć, prawda?
Przepraszam za wszystkie błędy, niestylistyczne fragmenty i inne, bo za pewne się zdarzą. Jak to ja pisałam w nocy, gdyż wtedy najlepsza wena : p. Nie wiem, czy nie za bardzo wykraczam poza sferę całego HP, jednak trzeba być kreatywnym oraz nie piszę tego dokładnie na podstawie tomów... więc nie wiem o co mi chodzi xD Ale cóż, postaram się dodawać rozdziały jeszcze częściej, lecz nie obiecuję.
Miłych wakacji, Asia :3
niedziela, 7 lipca 2013
Rozdział VII
Hermiona obudziła się około 10, gdy Fred jeszcze głęboko spał. Delikatnie podniosła się z kanapy, ruszyła do kuchni po orzeźwiającą szklankę wody. Jej gołe stópki cicho stąpały po zimnej podłodze, za wszelką cenę nie chciała obudzić Rudego. Gdy w ustach poczuła już lodowaty smak napoju, usiadła na krześle. Po raz kolejny rozmyślała nad stratą swej ukochanej siostrzyczki. Miała nadzieje, że jeszcze raz ją kiedyś spotka, choćby na bialutkiej powłoce niebios.
-Dzień Dobry.- Bliźniak przytulił znienacka swą dziewczynę, na co ona lekko podskoczyła. Na jego twarzy spoczywał pogodny uśmiech, który zawsze wszystkim poprawiał nastrój.
-Nie strasz mnie tak więcej.- odpowiedziała Miona ze śmiechem.- Wyspałeś się?
-Ależ tak, oczywiście. Oprócz obecności twoich denerwujących włosów, to dobrze mi się spało.-odparł Rudzielec, delikatnie całując Hermę w policzek.- Choć się ubrać, słońce.
-Chwilkę.- dziewczyna włożyła szklankę do zlewu, po czym podeszła z powrotem do Freda.-Okey.-odrzekła cicho. Gdy znaleźli się już przy drzwiach pokoju Ginny, Freddie na pożegnanie mocno przytulił Mione.
-Przyjdę po Ciebie za jakiś czas, dobrze?
-Dobrze.- odparła, zamykając za sobą drzwi. Ginewra siedziała na łóżku, trzymała coś na kolanach. Hermiona zbliżyła się do dziewczyny, by zobaczyć w co tak uporczywie się wpatruje. Było to zdjęcie chłopaka w kruczoczarnych włosach, który bez wytchnienia przedzierał się przez chmury. Na pierwszy rzut oka widać było, że chłopak pochodzi z Gryffindoru, ze względu na swą szatę. Ginny raz po raz gładziła ramkę obrazu, wydawała się zupełnie nie obecna.
-Coś się stało?-zapytała cicho Miona. Rudowłosa szybko odłożyła zdjęcie na półkę, jednak zrobiła to zbyt pośpiesznie i zsunęło się ono na ziemię. Delikatna ramka rozsypała się w drobny mak, zdjęcie wpadło pod łóżko.- Przepraszam, to moja wina.- odrzekła Kujonka, zbierając srebrne odłamki. Jej koleżanka nie ruszyła się, tylko zasłoniła sobie twarz rękami.-Wyglądasz okropnie... o co chodzi?
-O nic.- odpowiedziała Ginny przez dłonie.- Po prostu przyglądałam się zdjęciu, nic więcej.
-Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie polegać, dobrze?
-Tak, oczywiście.- Ruda przykucnęła obok Hermy i delikatnie ją przytuliła. Normalna rozmowa zaczęła się od momentu wyciągnięcia zdjęcia spod łóżka. Dziewczyny w każdej chwili potrafiły wymyślić sobie jakiś temat do rozmów, nie we wszystkich przypadkach był on idealny, jednak dzięki i tym bzdurnym tematom utrzymywała się ta znajomość. W jakichkolwiek znajomościach wszystko opiera się na sztuce konwersacji, to oczywiste. Oczywiste również jest też to, że każda znajomość nie zaczyna się przez przypadek. Wszystko ma jakiś cel, większy lub mniejszy. Dlatego te dwie Gryfonki postanowiły dzielić się swoim szczęściem, smutkiem, żalem, jak i szczerością, gdyż szczerość to najważniejsza rzecz w takich sprawach.
Stare dębowe drzwi oparły się sile Rudego chłopaka, z hukiem się otworzyły. Na jego twarzy widniał duży grymas, nie był on zbyt przyjemny dla oka.
-Och Hermiono, dlaczego jeszcze się nie przebrałaś?- zapytał z udawaną złością, dodając do tego lekkie potupywanie nogą i położone ręce na biodrach.
-Przepraszam, zagadałam się z Ginny. Zejdź już na dół, zaraz do Ciebie dołączę.
-Dobrze Kiciu.- Rudzielec lekko pocałował miłość swego życia po czym skierował się do schodów. Dziewczyna już po 5 minutach znalazła się na dole w objęciach Rudego czarodzieja. Wybrali się na długi spacer po pobliskich wzgórzach, a następnie skierowali swe zmęczone nogi nad jezioro. Brązowowłosej w czasie tej wędrówki zrobiło się nie dobrze, dlatego pozwolili sobie na mały odpoczynek. Herma dostała nagłego ataku drgawek, przed oczyma zaczęło jej ciemnieć. Zaniepokojony Fred wziął ją na ręce i szybko pobiegł do Nory. Jednak Miona nie miała żadnego pojęcia co się dzieje.
-Gdzie ja jestem...?- powiedziała do siebie. Herma obudziła się w jakimś miejscu, które skądś kojarzyła. To miejsce trochę przypominało jej Wielką Salę w Hogwarcie, lecz to miejsce było zupełnie inaczej ozdobione. Wszystko było w czarnych barwach, włącznie ze stołami i krzesłami. Magiczny sufit wyglądał jak niebo późną nocą bez gwiazd czy księżyca. A więc była to jedna, wielka, czarna plama. Kujonka szybko się podniosła, gdyż zauważyła nadciągającego w jej stronę...
-Czarny Panie, czy nie moglibyśmy traktować uczniów trochę łagodniej?- zapytała niska kobieta w granatowej szacie.
-Mamy ich czegoś nauczyć czy wypuścić stąd bez niczego?!- warknął Voldemort.
-Rodzice skarżą się, że ich pociechy przychodzą na lekcje zestresowane, bądź często je opuszczają.
-Masz z tym jakiś problem? Jeżeli tak to proszę, droga wolna!- Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać wskazał kobiecie drzwi, a sam sunął dalej. Zbliżał się do przerażonej Hermiony, jednak dziewczyna jeszcze nie uświadomiła sobie tego faktu. Zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy Sam Wiesz Kto po prostu przez nią przeszedł.
-Co jest grane?!- zdziwienie Brązowowłosej sięgnęło zenitu. Natychmiast się podniosła i pobiegła do Lorda Voldemorta. Skierowała swoją rękę wprost na niego, lecz ona tylko przeniknęła przez jego ciało. Przestraszona Herma natychmiast wybiegła z "Wielkiej Sali". Nie wiedziała gdzie się skierować, więc zaczęła od tak biec przed siebie. Gdy biegła zauważyła, że wszędzie są tylko Ślizgoni, nigdzie nie ma Krukonów, Puchonów, czy Gryfonów... coś było nie tak. "Świerze" powietrze orzeźwiło jej umysł, jak i... zimne wiadro wody wylane przez Freda. Natychmiast znalazła się gdzie indziej, a dokładniej na podwórku Weasleyów. Stało nad nią razem 5 osób, na każdej twarzy widniały inne emocje. Strach mieszał się z ciekawością jak i z bezradnością. Poczuła, że ktoś podnosi ją na nogi. Byli to bliźniacy, którzy jeszcze dobrze nie zrozumieli sytuacji.
-Coś mi się stało?- zapytała cicho Miona. Po jej twarzy spływał ciepły pot, dziewczyna nadal była zdezorientowana.
-To my się chyba powinniśmy o to zapytać.- odparł Ron.
-Pamiętasz coś?- zapytała jedyna córka Weasleyów.
-Pamiętam tyle, że byliśmy z Fredem na spacerze, a potem poszliśmy nad jezioro.
-Na które nie dotarliśmy, bo się źle poczułaś. Miałaś drgawki i zemdlałaś, dlatego szybko Cię tu przyniosłem.- Rudzielec przytulił od tyłu swą wybrankę, po czym wyszeptał do jej ucha ciche "Chodźmy". Dziewczyna odwróciła się i poszła za Bliźniakiem. Zaprowadził ją do swojego pokoju, przy czym kazał się rozgościć.
-Zapytam prosto z mostu. O co Ci z tym chodziło? Chciałaś na siebie zwrócić uwagę czy co?
-Nie. Nie panowałam nad tym, czułam się jakbym zasnęła.
-Cały czas powtarzałaś "Jestem blisko" bądź "Odnajdę cel" i to nie swoim głosem.
-Jak już mówiłam, nie miałam nad tym kontroli... to bardzo dziwne.
-Bardzo.- powtórzył Rudzielec.- Ale nie przej...
-Wiecie co?!- do pokoju wtargnął podekscytowany Ron.- Hermiona nie jest jedyna!
-W jakim sensie?- zapytał zaciekawiony Fred.
-Takich przypadków odnotowali już z 5, wszystkie na terenie Anglii w tym tygodniu... tak piszą w Proroku! Spotkało to tylko czarodziejów...
Po dłuższej przerwie w końcu coś wymyśliłam i napisałam. Po raz kolejny przepraszam za to, jednak teraz we wakacje postaram się częściej dodawać rozdziały. Nie obiecuje tego, gdyż mam swoje sprawy, lecz postaram się. : )
Jak myślicie, co mają oznaczać te "napady" na czarodziei? : D
Szczerze Pozdrawiam, Asia :3
-Coś się stało?-zapytała cicho Miona. Rudowłosa szybko odłożyła zdjęcie na półkę, jednak zrobiła to zbyt pośpiesznie i zsunęło się ono na ziemię. Delikatna ramka rozsypała się w drobny mak, zdjęcie wpadło pod łóżko.- Przepraszam, to moja wina.- odrzekła Kujonka, zbierając srebrne odłamki. Jej koleżanka nie ruszyła się, tylko zasłoniła sobie twarz rękami.-Wyglądasz okropnie... o co chodzi?
-O nic.- odpowiedziała Ginny przez dłonie.- Po prostu przyglądałam się zdjęciu, nic więcej.
-Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie polegać, dobrze?
-Tak, oczywiście.- Ruda przykucnęła obok Hermy i delikatnie ją przytuliła. Normalna rozmowa zaczęła się od momentu wyciągnięcia zdjęcia spod łóżka. Dziewczyny w każdej chwili potrafiły wymyślić sobie jakiś temat do rozmów, nie we wszystkich przypadkach był on idealny, jednak dzięki i tym bzdurnym tematom utrzymywała się ta znajomość. W jakichkolwiek znajomościach wszystko opiera się na sztuce konwersacji, to oczywiste. Oczywiste również jest też to, że każda znajomość nie zaczyna się przez przypadek. Wszystko ma jakiś cel, większy lub mniejszy. Dlatego te dwie Gryfonki postanowiły dzielić się swoim szczęściem, smutkiem, żalem, jak i szczerością, gdyż szczerość to najważniejsza rzecz w takich sprawach.
Stare dębowe drzwi oparły się sile Rudego chłopaka, z hukiem się otworzyły. Na jego twarzy widniał duży grymas, nie był on zbyt przyjemny dla oka.
-Och Hermiono, dlaczego jeszcze się nie przebrałaś?- zapytał z udawaną złością, dodając do tego lekkie potupywanie nogą i położone ręce na biodrach.
-Przepraszam, zagadałam się z Ginny. Zejdź już na dół, zaraz do Ciebie dołączę.
-Dobrze Kiciu.- Rudzielec lekko pocałował miłość swego życia po czym skierował się do schodów. Dziewczyna już po 5 minutach znalazła się na dole w objęciach Rudego czarodzieja. Wybrali się na długi spacer po pobliskich wzgórzach, a następnie skierowali swe zmęczone nogi nad jezioro. Brązowowłosej w czasie tej wędrówki zrobiło się nie dobrze, dlatego pozwolili sobie na mały odpoczynek. Herma dostała nagłego ataku drgawek, przed oczyma zaczęło jej ciemnieć. Zaniepokojony Fred wziął ją na ręce i szybko pobiegł do Nory. Jednak Miona nie miała żadnego pojęcia co się dzieje.
-Gdzie ja jestem...?- powiedziała do siebie. Herma obudziła się w jakimś miejscu, które skądś kojarzyła. To miejsce trochę przypominało jej Wielką Salę w Hogwarcie, lecz to miejsce było zupełnie inaczej ozdobione. Wszystko było w czarnych barwach, włącznie ze stołami i krzesłami. Magiczny sufit wyglądał jak niebo późną nocą bez gwiazd czy księżyca. A więc była to jedna, wielka, czarna plama. Kujonka szybko się podniosła, gdyż zauważyła nadciągającego w jej stronę...
-Czarny Panie, czy nie moglibyśmy traktować uczniów trochę łagodniej?- zapytała niska kobieta w granatowej szacie.
-Mamy ich czegoś nauczyć czy wypuścić stąd bez niczego?!- warknął Voldemort.
-Rodzice skarżą się, że ich pociechy przychodzą na lekcje zestresowane, bądź często je opuszczają.
-Masz z tym jakiś problem? Jeżeli tak to proszę, droga wolna!- Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać wskazał kobiecie drzwi, a sam sunął dalej. Zbliżał się do przerażonej Hermiony, jednak dziewczyna jeszcze nie uświadomiła sobie tego faktu. Zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy Sam Wiesz Kto po prostu przez nią przeszedł.
-Co jest grane?!- zdziwienie Brązowowłosej sięgnęło zenitu. Natychmiast się podniosła i pobiegła do Lorda Voldemorta. Skierowała swoją rękę wprost na niego, lecz ona tylko przeniknęła przez jego ciało. Przestraszona Herma natychmiast wybiegła z "Wielkiej Sali". Nie wiedziała gdzie się skierować, więc zaczęła od tak biec przed siebie. Gdy biegła zauważyła, że wszędzie są tylko Ślizgoni, nigdzie nie ma Krukonów, Puchonów, czy Gryfonów... coś było nie tak. "Świerze" powietrze orzeźwiło jej umysł, jak i... zimne wiadro wody wylane przez Freda. Natychmiast znalazła się gdzie indziej, a dokładniej na podwórku Weasleyów. Stało nad nią razem 5 osób, na każdej twarzy widniały inne emocje. Strach mieszał się z ciekawością jak i z bezradnością. Poczuła, że ktoś podnosi ją na nogi. Byli to bliźniacy, którzy jeszcze dobrze nie zrozumieli sytuacji.
-Coś mi się stało?- zapytała cicho Miona. Po jej twarzy spływał ciepły pot, dziewczyna nadal była zdezorientowana.
-To my się chyba powinniśmy o to zapytać.- odparł Ron.
-Pamiętasz coś?- zapytała jedyna córka Weasleyów.
-Pamiętam tyle, że byliśmy z Fredem na spacerze, a potem poszliśmy nad jezioro.
-Na które nie dotarliśmy, bo się źle poczułaś. Miałaś drgawki i zemdlałaś, dlatego szybko Cię tu przyniosłem.- Rudzielec przytulił od tyłu swą wybrankę, po czym wyszeptał do jej ucha ciche "Chodźmy". Dziewczyna odwróciła się i poszła za Bliźniakiem. Zaprowadził ją do swojego pokoju, przy czym kazał się rozgościć.
-Zapytam prosto z mostu. O co Ci z tym chodziło? Chciałaś na siebie zwrócić uwagę czy co?
-Nie. Nie panowałam nad tym, czułam się jakbym zasnęła.
-Cały czas powtarzałaś "Jestem blisko" bądź "Odnajdę cel" i to nie swoim głosem.
-Jak już mówiłam, nie miałam nad tym kontroli... to bardzo dziwne.
-Bardzo.- powtórzył Rudzielec.- Ale nie przej...
-Wiecie co?!- do pokoju wtargnął podekscytowany Ron.- Hermiona nie jest jedyna!
-W jakim sensie?- zapytał zaciekawiony Fred.
-Takich przypadków odnotowali już z 5, wszystkie na terenie Anglii w tym tygodniu... tak piszą w Proroku! Spotkało to tylko czarodziejów...
Po dłuższej przerwie w końcu coś wymyśliłam i napisałam. Po raz kolejny przepraszam za to, jednak teraz we wakacje postaram się częściej dodawać rozdziały. Nie obiecuje tego, gdyż mam swoje sprawy, lecz postaram się. : )
Jak myślicie, co mają oznaczać te "napady" na czarodziei? : D
Szczerze Pozdrawiam, Asia :3
sobota, 25 maja 2013
Rozdział VI
-Co to ma znaczyć?- zapytał zdziwiony Rudzielec.
-To, że kiedyś miałam siostrę Bliźniaczkę... jednak umarła na raka. Miała na imię Rose.
-Przepraszam...- odparł, mocno przytulając się do Hermiony.- Nie wiedziałem... Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?
-Nikt o tym nie wie, nie ma czym się chwalić. Całe szczęście, że ja też nie odziedziczyłam tego... bo również mogłabym nie żyć.
-Nie mów tak. Ważne jest to, że jesteś tutaj i to przy mnie. Moje życie byłoby mniej kolorowe bez Ciebie, moja Myszko.- powiedział Fred, jeszcze mocniej obejmując dziewczynę.- I nie myśl już o tym.- dodał po chwili. Na twarzy Miony po raz kolejny tego dnia zabłysły łzy. Pamiętała swoją siostrę tylko ze wspólnego podwórka, wspólnych zabaw i gier. Tęskniła za nią każdego dnia, chciałaby to wszystko przydarzyło się jej, a nie Rose. Nie raz pragnęła cofnąć czas, by jeszcze raz spotkać swą siostrę.
Rudy delikatnie otarł te łzy spływające głucho po jej czerwonych policzkach.- Nie płacz Złotko. Takie jest życie...
-Wybacz mi moje zachowanie, nigdy o tym nikomu nie mówiłam.
-I nie będziesz musiała. A teraz uśmiechnij się, nie warto wspominać przeszłość, patrz na teraźniejszość. Piękne niebo, prawda?- Fred delikatnie opadł na trawę i spoglądał w gwiazdy. Herma położyła się obok niego.
-To, że kiedyś miałam siostrę Bliźniaczkę... jednak umarła na raka. Miała na imię Rose.
-Przepraszam...- odparł, mocno przytulając się do Hermiony.- Nie wiedziałem... Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?
-Nikt o tym nie wie, nie ma czym się chwalić. Całe szczęście, że ja też nie odziedziczyłam tego... bo również mogłabym nie żyć.
-Nie mów tak. Ważne jest to, że jesteś tutaj i to przy mnie. Moje życie byłoby mniej kolorowe bez Ciebie, moja Myszko.- powiedział Fred, jeszcze mocniej obejmując dziewczynę.- I nie myśl już o tym.- dodał po chwili. Na twarzy Miony po raz kolejny tego dnia zabłysły łzy. Pamiętała swoją siostrę tylko ze wspólnego podwórka, wspólnych zabaw i gier. Tęskniła za nią każdego dnia, chciałaby to wszystko przydarzyło się jej, a nie Rose. Nie raz pragnęła cofnąć czas, by jeszcze raz spotkać swą siostrę.
Rudy delikatnie otarł te łzy spływające głucho po jej czerwonych policzkach.- Nie płacz Złotko. Takie jest życie...
-Wybacz mi moje zachowanie, nigdy o tym nikomu nie mówiłam.
-I nie będziesz musiała. A teraz uśmiechnij się, nie warto wspominać przeszłość, patrz na teraźniejszość. Piękne niebo, prawda?- Fred delikatnie opadł na trawę i spoglądał w gwiazdy. Herma położyła się obok niego.
-Bardzo ładne. Patrz, tam jest Wielki wóz, widzisz?- odparła brązowowłosa wskazując palcem gdzieś na niebo.
-A nie wiem gdzie pokazujesz, ale prawda, bardzo ładne niebo.- powiedział Rudy przyciągając do siebie Kujonkę.
Dwie godziny później, gdy księżyc wszystko dokładnie oświetlał swym blaskiem, dwójka zakochanych Gryfonów prowadziła ożywioną rozmowę przy gorącej czekoladzie. Nie dostrzegali niczego innego poza uśmiechem swych partnerów, reszta świata stała się po prostu zbędna. Patrzyli głęboko sobie w oczy, pragnęli, by ta chwila trwała wiecznie.
-I wtedy ona powiedziała, że to George zaczarował to krzesło, hahahaha.
-Hahahaha, ciekawie to pewnie wyglądało, hahaha.- obydwoje dusili się ze śmiechu. Fred miał bardzo ciekawe przeżycia z dzieciństwa, co można było łatwo wykorzystać.- Dostał jakąś karę?- zapytała, gdy już mogła swobodnie oddychać.
-Oczywiście. Matka w pierwszej chwili tak się zdenerwowała, że chwyciła to co miała pod ręką. W tym przypadku miotłę. George dostał po głowie, a potem wygoniła go na dwór, by to przemyślał. Ehh, biedny...- z twarzy Bliźniaka momentalnie zniknął uśmiech, stracił swój pozytywny nastrój.
-Przestań o nim myśleć, Freddie.- odparła Miona, podchodząc do Rudego.- Nic mu nie będzie, zobaczysz.- dodała, mocno obejmując Gryfona.
-Och, ja się przecież nie przejmuję. Po prostu, noo...nie wiem.- Fred wzruszył ramionami. Oparł się rękami o blat, jednak przez przypadek postawił rękę na misce, która spadła na ziemię i się stłukła. Hermiona bez zastanowienia schyliła się, by sprzątnąć szczątki miski.
-Proszę Cię...- szepnął Rudzielec, sięgając po rozbite kawałki misy.
-Chciałam tylko pomóc.- odparła Kujonka, odsuwając się i opierając plecy o szafkę. Nagle z ciemności wyłoniła się jakaś postać. Młody chłopak o bladej cerze i rudych włosach lekko sunął przed siebie z dość nie pewną miną.
-Fred...- odparła Hermiona, powoli wstając. Chłopak nie zauważył, że do kuchni ktoś wszedł. Nie zbyt go obchodziło, o co mogło chodzić, dlatego zignorował słowa Miony.- Spójrz.- dodała, kładąc rękę na jego ramieniu.
-Tak?- zapytał, spoglądając na dziewczynę. Ona automatycznie pokazała na jego brata, który w tym czasie usiadł przy stole.- George?!- krzyknął zdziwiony Bliźniak.- Jak się czujesz?
-Marnie, ale nie jest źle. Wiesz, że mama ma taki fajny balsam o zapachu kokosa?- zapytał sennym głosem George.
-Nie wiedziałem... co Ci się stało?
-Nic...
-Jak to nic?
-Po prostu dość mocno spałem i tyle. Na serio... nawet nie dacie człowiekowi wypocząć.- odparł z lekką nutą goryczy w głosie.
-Która tak właściwie godzina?- zapytała brązowowłosa.
-01:36.- odpowiedział Fred.
-Właściwie, czemu jeszcze nie śpicie?- zmęczony George podszedł do szafki, wyjął z niej szklankę i nalał sobie odrobinę wody. Teraz, gdy jego twarz dokładniej pokrywało nikłe światło, lepiej można było jej się przyjrzeć. Pod delikatnie przymkniętymi oczami spoczywały duże wory, lekki uśmiech przebłyskiwał przez ciemną aurę pokoju.
-Jakoś tak... miła atmosfera jest.- odparła nieśmiało Hermiona.
-No, no. Coś znaczącego się wydarzyło?
-Och braciszku. Po prostu zaczęliśmy wszystko od nowa.- powiedział Fred, podchodząc do dziewczyny.
-Po co się męczyć, skoro może być tak idealnie?- dodał, całując ją czule w policzek.
-Jak kto woli. Nie przeszkadzam wam już, dobranoc gołąbeczki.
-Dobranoc.- odrzekli niemal że równocześnie. Gdy chłopak o rudej czuprynie już wdrapywał się po starych schodach, ożywiona rozmowa rozpoczęła się na nowo. Miona zawzięcie wsłuchiwała się w opowiadania swego konkubenta, zadawała pytania, po prostu była tego wszystkiego ciekawa.
Słońce zaczęło się wpraszać do kuchni przez stare, drewniane okna państwa Weasley. Chociaż było już parę minut po 4, zakochana para dalej rozmawiała. Tematy im się nie kończyły, każdy miał coś do powiedzenia. Jednak gdy zaczęła zbliżać się 5, przed oczyma zaczęło im ciemnieć. Oboje usiedli na kanapie w salonie, rozmawiali dalej. Ożywiona pogaduszka stawała się coraz bardziej monotonna. Hermie jako pierwszej zamknęły się oczy, Bliźniak delikatnie ją objął i położył się z nią na sofie. Po chwili oboje tkwili już w bezdennej otchłani snu.
Dziewczynie śniło się, że po ukończeniu Hogwartu została nauczycielką właśnie w tej szkole. Najdziwniejsze było to, iż zajęła posadę nauczycielki Eliksirów, których tak nienawidziła. Możliwe, że to tylko przez Snepe'a, gdyż był on dla nich wszystkich nie uczciwy. Prowadziła te zajęcia wręcz idealnie, jednak jeden dzieciak jak zawsze musiał uprzykrzać jej pracę. Młody Scorpius Malfoy starał się za wszelką cenę odwrócić uwagę nauczycielki od zajęć. Młoda jeszcze Herma dobrze radziła sobie z jego wybrykami.
Freddie'mu śniło się, że odwiedza mugolski cyrk razem ze swoją drugą połówką. Nic dziwnego, przecież opowiadała mu nie raz, jak za młodu chodziła do takiego cyrku z ojcem. Straszne tygrysy, śmieszni klauni, utalentowani gimnastycy, odór łajna zwierzęcego... Wokół areny, z każdej strony, rozciągały się długie trybuny. Wszystkie miejsca były pozajmowane, w większości przez kilku letnie dzieci.
W pewnym momencie sny dwójki Gryfonów zamieniły się w czarną materię, jednak para spała dalej. W ciepłym, mocnym uścisku spali od dobrych 2 godzin. Pani Weasley jak zawsze znalazła się jako pierwsza na dole, dała im jeszcze pospać w tym niewinnym uścisku. Przykryła ich tylko starym, bordowym kocem. Spało im się wygodnie, choć ledwo mieścili się na małej sofie. Kujonka prawie całym swym ciałem spoczywała na Rudzielcu, lewa noga lekko wystawała jej spod koca. Bliźniak jednak nie odczuwał tego ciężaru, gdyż był on minimalny.
Niby niewinnie wyglądający nastolatkowie spali sobie na sofie w Norze. Coś niezwykłego kryło się w nich. To ta cała magiczność, dzięki której mieli zupełnie inne życie niż normalni ludzie, a to życie miało ich zaskoczyć jeszcze nie raz...
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam... Miałam lekkie zamieszanie, jednak po tak długiej przerwie w końcu daję ten rozdział. Nie jestem z niego zbytnio zadowolona, nie zbyt dużo się w nim dzieje. Lecz dziękuję wszystkim, którzy choć poświęcą trochę czasu by przeczytać moje wypociny.
Pozdrawiam.
-Oczywiście. Matka w pierwszej chwili tak się zdenerwowała, że chwyciła to co miała pod ręką. W tym przypadku miotłę. George dostał po głowie, a potem wygoniła go na dwór, by to przemyślał. Ehh, biedny...- z twarzy Bliźniaka momentalnie zniknął uśmiech, stracił swój pozytywny nastrój.
-Przestań o nim myśleć, Freddie.- odparła Miona, podchodząc do Rudego.- Nic mu nie będzie, zobaczysz.- dodała, mocno obejmując Gryfona.
-Och, ja się przecież nie przejmuję. Po prostu, noo...nie wiem.- Fred wzruszył ramionami. Oparł się rękami o blat, jednak przez przypadek postawił rękę na misce, która spadła na ziemię i się stłukła. Hermiona bez zastanowienia schyliła się, by sprzątnąć szczątki miski.
-Proszę Cię...- szepnął Rudzielec, sięgając po rozbite kawałki misy.
-Chciałam tylko pomóc.- odparła Kujonka, odsuwając się i opierając plecy o szafkę. Nagle z ciemności wyłoniła się jakaś postać. Młody chłopak o bladej cerze i rudych włosach lekko sunął przed siebie z dość nie pewną miną.
-Fred...- odparła Hermiona, powoli wstając. Chłopak nie zauważył, że do kuchni ktoś wszedł. Nie zbyt go obchodziło, o co mogło chodzić, dlatego zignorował słowa Miony.- Spójrz.- dodała, kładąc rękę na jego ramieniu.
-Tak?- zapytał, spoglądając na dziewczynę. Ona automatycznie pokazała na jego brata, który w tym czasie usiadł przy stole.- George?!- krzyknął zdziwiony Bliźniak.- Jak się czujesz?
-Marnie, ale nie jest źle. Wiesz, że mama ma taki fajny balsam o zapachu kokosa?- zapytał sennym głosem George.
-Nie wiedziałem... co Ci się stało?
-Nic...
-Jak to nic?
-Po prostu dość mocno spałem i tyle. Na serio... nawet nie dacie człowiekowi wypocząć.- odparł z lekką nutą goryczy w głosie.
-Która tak właściwie godzina?- zapytała brązowowłosa.
-01:36.- odpowiedział Fred.
-Właściwie, czemu jeszcze nie śpicie?- zmęczony George podszedł do szafki, wyjął z niej szklankę i nalał sobie odrobinę wody. Teraz, gdy jego twarz dokładniej pokrywało nikłe światło, lepiej można było jej się przyjrzeć. Pod delikatnie przymkniętymi oczami spoczywały duże wory, lekki uśmiech przebłyskiwał przez ciemną aurę pokoju.
-Jakoś tak... miła atmosfera jest.- odparła nieśmiało Hermiona.
-No, no. Coś znaczącego się wydarzyło?
-Och braciszku. Po prostu zaczęliśmy wszystko od nowa.- powiedział Fred, podchodząc do dziewczyny.
-Po co się męczyć, skoro może być tak idealnie?- dodał, całując ją czule w policzek.
-Jak kto woli. Nie przeszkadzam wam już, dobranoc gołąbeczki.
-Dobranoc.- odrzekli niemal że równocześnie. Gdy chłopak o rudej czuprynie już wdrapywał się po starych schodach, ożywiona rozmowa rozpoczęła się na nowo. Miona zawzięcie wsłuchiwała się w opowiadania swego konkubenta, zadawała pytania, po prostu była tego wszystkiego ciekawa.
Słońce zaczęło się wpraszać do kuchni przez stare, drewniane okna państwa Weasley. Chociaż było już parę minut po 4, zakochana para dalej rozmawiała. Tematy im się nie kończyły, każdy miał coś do powiedzenia. Jednak gdy zaczęła zbliżać się 5, przed oczyma zaczęło im ciemnieć. Oboje usiedli na kanapie w salonie, rozmawiali dalej. Ożywiona pogaduszka stawała się coraz bardziej monotonna. Hermie jako pierwszej zamknęły się oczy, Bliźniak delikatnie ją objął i położył się z nią na sofie. Po chwili oboje tkwili już w bezdennej otchłani snu.
Dziewczynie śniło się, że po ukończeniu Hogwartu została nauczycielką właśnie w tej szkole. Najdziwniejsze było to, iż zajęła posadę nauczycielki Eliksirów, których tak nienawidziła. Możliwe, że to tylko przez Snepe'a, gdyż był on dla nich wszystkich nie uczciwy. Prowadziła te zajęcia wręcz idealnie, jednak jeden dzieciak jak zawsze musiał uprzykrzać jej pracę. Młody Scorpius Malfoy starał się za wszelką cenę odwrócić uwagę nauczycielki od zajęć. Młoda jeszcze Herma dobrze radziła sobie z jego wybrykami.
Freddie'mu śniło się, że odwiedza mugolski cyrk razem ze swoją drugą połówką. Nic dziwnego, przecież opowiadała mu nie raz, jak za młodu chodziła do takiego cyrku z ojcem. Straszne tygrysy, śmieszni klauni, utalentowani gimnastycy, odór łajna zwierzęcego... Wokół areny, z każdej strony, rozciągały się długie trybuny. Wszystkie miejsca były pozajmowane, w większości przez kilku letnie dzieci.
W pewnym momencie sny dwójki Gryfonów zamieniły się w czarną materię, jednak para spała dalej. W ciepłym, mocnym uścisku spali od dobrych 2 godzin. Pani Weasley jak zawsze znalazła się jako pierwsza na dole, dała im jeszcze pospać w tym niewinnym uścisku. Przykryła ich tylko starym, bordowym kocem. Spało im się wygodnie, choć ledwo mieścili się na małej sofie. Kujonka prawie całym swym ciałem spoczywała na Rudzielcu, lewa noga lekko wystawała jej spod koca. Bliźniak jednak nie odczuwał tego ciężaru, gdyż był on minimalny.
Niby niewinnie wyglądający nastolatkowie spali sobie na sofie w Norze. Coś niezwykłego kryło się w nich. To ta cała magiczność, dzięki której mieli zupełnie inne życie niż normalni ludzie, a to życie miało ich zaskoczyć jeszcze nie raz...
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam... Miałam lekkie zamieszanie, jednak po tak długiej przerwie w końcu daję ten rozdział. Nie jestem z niego zbytnio zadowolona, nie zbyt dużo się w nim dzieje. Lecz dziękuję wszystkim, którzy choć poświęcą trochę czasu by przeczytać moje wypociny.
Pozdrawiam.
środa, 10 kwietnia 2013
Rozdział V
Na samym początku chciałabym podziękować Natalii. To specjalnie dla niej rozpocznę znowu dodawać rozdziały, gdyż po tak wielkiej przerwie dała mi powód, by tu zajrzeć. Rozdziały będą dodawane nieregularnie, ale postaram jednak by pojawiały się jak najczęściej.
Roztrzęsiona Hermiona nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zraniła Freda. Łzy lekko spływały jej po policzku, ogarnięta rozpaczą nie wiedziała co ma teraz począć.
-Uspokój się, proszę.- mamrotała cicho Ginny do ucha Gryfonki.- Nie możesz się tym przejmować, wiesz jaki on jest. Niebawem poznasz kogoś bardziej dojrzałego, na pewno.- dodała, obejmując czule Hermę.
-Ale mi na nim chyba zależy... Co ja mam teraz zrobić?- zapytała Kujonka.
-Przeproś go, może wybaczy. Bądź dobrej myśli i się uspokój.
-Chcę być sama...- powiedziała Miona, po czym wybiegła z pokoju. Delikatnie stąpając ze schodka na schodek znalazła się na dole. Nie oglądając się za siebie wybiegła na podwórze. Na pagórku, który znajdował się nieopodal rodzinnego domu Weasleyów stał opuszczony, mugolski dom. Zdesperowana biegła w jego stronę, coraz bardziej zagłębiając się w otchłań przemyśleń. W jej głowie przewijały się dziwne sceny, które formował jej mózgu. Bała się o to, że Fred się już nigdy do niej nie odezwie, że po prostu zacznie ją ignorować. Po tym całym incydencie z Malfoyem chciała być kimś ważniejszym dla Rudego. Bardzo chciała mu się odwdzięczyć, w jakikolwiek sposób.
Stare, drewniane schody w mugolskim domu głośno skrzypiały. Młoda Gryfonka wspinając się po nich, zauważyła rudą czuprynę wystającą zza rogu. Jej posiadacz oddychał nierównomiernie.
-Fred?- zapytała cicho.
-Śledzisz mnie czy co? A może masz coś jeszcze do powiedzenia? Uprzejmie Cię proszę, zawróć swą inteligencje tam, skąd przybyła. Nie mam zamiaru znowu wpatrywać się w twoje słodkie... brązowe... oczy. To wszystko trochę mnie kosztuje wiec proszę, odejdź.- powiedział Freddie dość smętnie.- A, jeszcze coś... Brakuje mi Ciebie.- dodał prawie niesłyszalnie.
-Co?
-Brakuje mi Ciebie- powtórzył Bliźniak znacznie głośniej, w końcu spoglądając na dziewczynę. Na jego twarzy nie było tego łobuzerskiego uśmiechu, który codziennie dodawał ludziom wokół energii.- Brakuje mi tych całych rozmów, wygłupów... twoich denerwujących włosów i ciepłego dotyku.- chłopak chciał oderwać się od jej brązowych tęczówek, lecz to było silniejsze od niego.
-Daj mi to wytłumaczyć, proszę.
-Dalej, słucham.
-Wtedy przy śniadaniu bardzo mnie zraniłeś. Od wczoraj stałeś się dla mnie kimś ważniejszym niż zwykły kolega. Uważałam Cię za bardzo dobrego przyjaciela. A to z Ronem... to było jakieś, takie dziwne. Straciłam Ciebie, nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. To on zaczął, nie ja.- Miona uklękła przed Rudzielcem, głęboko spoglądając w jego brązowe oczy.
-Nigdy mnie nie straciłaś, po prostu dziś... przepraszam Cię za to, bardzo mocno. Nie chciałem by tak to wyszło. Bardzo mi na Tobie zależy, nie jesteś mi na pewno obojętna. Kocham Cię i proszę, zacznijmy od nowa.- powiedział Rudy, delikatnie odgarniając pasmo włosów Kujonki.
-Dobrze, zacznijmy od nowa.
-Więc jestem Fred Weasley. A ta piękna panienka przede mną to...?
-Hermiona Jean Granger. Miło mi Cię poznać.- odparła Młoda Gryfonka przyjacielsko wyciągając dłoń do Freddie'go.
Po chwili, Rudy chłopak biegł zanurzony po pas w jeziorze, niosąc na plecach brązowowłosą dziewczynę, której nie zbyt się to podobało. Czuł jej piękne perfumy, czując również, że osiągnął to czego pragnął. Mimo, że "poznał" tą dziewczynę jakieś 3 godziny temu, miał wrażenie, jakby znał ją od dziecka. A kochał ją jak rodzoną siostrę albo i nawet bardziej. Chciał przy niej być 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu... Miał zamiar bronić ją w każdej sytuacji, nie ważne jak trudnej sytuacji. Nie chciał jej stracić, ani zranić. Nie wybaczyłby sobie tego nigdy.
-Proszę, postaw mnie. Chcę Ci coś powiedzieć, coś ważnego.- odparła Miona, zagłuszając odgłos rozpryskującej wody.
-Dobrze, już.
-A więc, Fred... chyba masz trochę mokrą koszulę.
-Gdzie?
-Wszędzie!- krzyknęła Hermiona, zanurzając ręce by ochlapać Bliźniaka. Jednak chłopak był szybszy, zanurzył się i zabrał ją na ręce.
-Znowu zaczynasz? Proszę przestań...
-Ale tak piękną i zgrabną kobitkę aż chce się cały czas nosić, by nie musiała się męczyć, noo.
-Eh, Freddie. Proszę, postaw mnie.
-Dobrze, już dobrze.- odparł, kładąc Hermę na brzegu. Sam usiadł obok i delikatnie przytulił się do niej.- Jaki piękny zachód słońca.
-Przepiękny. Tak piękny...
-Jak ty, Skarbie.- Rudy pocałował swą towarzyszkę w policzek, po czym wstał.- Pora byłaby już się zbierać.
-Popieram.- ruszyli w stronę Nory, trzymając się mocno za ręce. Fred obiecał sobie w duchu, by już nigdy nie wypierać się czegoś takiego, jak przyjaźń. A na pewno, jeżeli na tej osobie mu zależy. Hermiona natomiast postanowiła już nigdy więcej nie dawać się tak wykorzystać. Młody Weasley w końcu trochę nią manipulował, co nie wyszło zbyt korzystnie.
Droga do domu zleciała im bardzo szybko. Bez zastanowienia ruszyli do pokoju Bliźniaka. Głównie to Rudy zachęcił dziewczynę, by się tam wybrali. Chciał się pochwalić bratu, co osiągnął przez ten czas.
-Ej George, to chyba nie pora by spać. Wstawaj bracie!- powiedział trochę głośniej Fred, szturchając brata.- George? O co chodzi...
-Daj, zobaczę.- Miona usiadła na łóżku i przekręciła w swoją stronę jego głowę. Na twarzy Bliźniaka widniał jego codzienny uśmiech, jednak nie reagował na żadne wołanie czy lekkie uderzenia w policzek.
-Maamo!- krzyknął przytomny Rudzielec stojąc w drzwiach pokoju.- Choć tu szybko!
-Mam ważniejsze sprawy niż oglądanie jakiś nowych wynalazków...
-George'owi coś się stało! Nie możemy go z Hermioną obudzić.
-Wyjdźcie stamtąd natychmiast. Idźcie na dwór, biegiem.- powiedziała zadyszana Pani Weasley, wypychając z pokoju dwójkę Gryfonów. Szybko znaleźli się na dworze, usiedli na pobliskim pagórku.
-Oj daj spokój. Pewnie tylko zasłabł albo coś. Nic poważnego, na pewno.- pocieszała Kujonka Freda.
-Wiesz jak to jest się o kogoś przejmować? W sensie chodzi mi o kogoś takiego jak brat, siostra... przecież jesteś jedynaczką.
-Jednak to, że teraz jestem jedynaczką, nie znaczy, że przedtem też nią byłam.- powiedziała Hermiona, czule spoglądając na Rudego.
Roztrzęsiona Hermiona nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zraniła Freda. Łzy lekko spływały jej po policzku, ogarnięta rozpaczą nie wiedziała co ma teraz począć.
-Uspokój się, proszę.- mamrotała cicho Ginny do ucha Gryfonki.- Nie możesz się tym przejmować, wiesz jaki on jest. Niebawem poznasz kogoś bardziej dojrzałego, na pewno.- dodała, obejmując czule Hermę.
-Ale mi na nim chyba zależy... Co ja mam teraz zrobić?- zapytała Kujonka.
-Przeproś go, może wybaczy. Bądź dobrej myśli i się uspokój.
-Chcę być sama...- powiedziała Miona, po czym wybiegła z pokoju. Delikatnie stąpając ze schodka na schodek znalazła się na dole. Nie oglądając się za siebie wybiegła na podwórze. Na pagórku, który znajdował się nieopodal rodzinnego domu Weasleyów stał opuszczony, mugolski dom. Zdesperowana biegła w jego stronę, coraz bardziej zagłębiając się w otchłań przemyśleń. W jej głowie przewijały się dziwne sceny, które formował jej mózgu. Bała się o to, że Fred się już nigdy do niej nie odezwie, że po prostu zacznie ją ignorować. Po tym całym incydencie z Malfoyem chciała być kimś ważniejszym dla Rudego. Bardzo chciała mu się odwdzięczyć, w jakikolwiek sposób.
Stare, drewniane schody w mugolskim domu głośno skrzypiały. Młoda Gryfonka wspinając się po nich, zauważyła rudą czuprynę wystającą zza rogu. Jej posiadacz oddychał nierównomiernie.
-Fred?- zapytała cicho.
-Śledzisz mnie czy co? A może masz coś jeszcze do powiedzenia? Uprzejmie Cię proszę, zawróć swą inteligencje tam, skąd przybyła. Nie mam zamiaru znowu wpatrywać się w twoje słodkie... brązowe... oczy. To wszystko trochę mnie kosztuje wiec proszę, odejdź.- powiedział Freddie dość smętnie.- A, jeszcze coś... Brakuje mi Ciebie.- dodał prawie niesłyszalnie.
-Co?
-Brakuje mi Ciebie- powtórzył Bliźniak znacznie głośniej, w końcu spoglądając na dziewczynę. Na jego twarzy nie było tego łobuzerskiego uśmiechu, który codziennie dodawał ludziom wokół energii.- Brakuje mi tych całych rozmów, wygłupów... twoich denerwujących włosów i ciepłego dotyku.- chłopak chciał oderwać się od jej brązowych tęczówek, lecz to było silniejsze od niego.
-Daj mi to wytłumaczyć, proszę.
-Dalej, słucham.
-Wtedy przy śniadaniu bardzo mnie zraniłeś. Od wczoraj stałeś się dla mnie kimś ważniejszym niż zwykły kolega. Uważałam Cię za bardzo dobrego przyjaciela. A to z Ronem... to było jakieś, takie dziwne. Straciłam Ciebie, nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. To on zaczął, nie ja.- Miona uklękła przed Rudzielcem, głęboko spoglądając w jego brązowe oczy.
-Nigdy mnie nie straciłaś, po prostu dziś... przepraszam Cię za to, bardzo mocno. Nie chciałem by tak to wyszło. Bardzo mi na Tobie zależy, nie jesteś mi na pewno obojętna. Kocham Cię i proszę, zacznijmy od nowa.- powiedział Rudy, delikatnie odgarniając pasmo włosów Kujonki.
-Dobrze, zacznijmy od nowa.
-Więc jestem Fred Weasley. A ta piękna panienka przede mną to...?
-Hermiona Jean Granger. Miło mi Cię poznać.- odparła Młoda Gryfonka przyjacielsko wyciągając dłoń do Freddie'go.
Po chwili, Rudy chłopak biegł zanurzony po pas w jeziorze, niosąc na plecach brązowowłosą dziewczynę, której nie zbyt się to podobało. Czuł jej piękne perfumy, czując również, że osiągnął to czego pragnął. Mimo, że "poznał" tą dziewczynę jakieś 3 godziny temu, miał wrażenie, jakby znał ją od dziecka. A kochał ją jak rodzoną siostrę albo i nawet bardziej. Chciał przy niej być 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu... Miał zamiar bronić ją w każdej sytuacji, nie ważne jak trudnej sytuacji. Nie chciał jej stracić, ani zranić. Nie wybaczyłby sobie tego nigdy.
-Proszę, postaw mnie. Chcę Ci coś powiedzieć, coś ważnego.- odparła Miona, zagłuszając odgłos rozpryskującej wody.
-Dobrze, już.
-A więc, Fred... chyba masz trochę mokrą koszulę.
-Gdzie?
-Wszędzie!- krzyknęła Hermiona, zanurzając ręce by ochlapać Bliźniaka. Jednak chłopak był szybszy, zanurzył się i zabrał ją na ręce.
-Znowu zaczynasz? Proszę przestań...
-Ale tak piękną i zgrabną kobitkę aż chce się cały czas nosić, by nie musiała się męczyć, noo.
-Eh, Freddie. Proszę, postaw mnie.
-Dobrze, już dobrze.- odparł, kładąc Hermę na brzegu. Sam usiadł obok i delikatnie przytulił się do niej.- Jaki piękny zachód słońca.
-Przepiękny. Tak piękny...
-Jak ty, Skarbie.- Rudy pocałował swą towarzyszkę w policzek, po czym wstał.- Pora byłaby już się zbierać.
-Popieram.- ruszyli w stronę Nory, trzymając się mocno za ręce. Fred obiecał sobie w duchu, by już nigdy nie wypierać się czegoś takiego, jak przyjaźń. A na pewno, jeżeli na tej osobie mu zależy. Hermiona natomiast postanowiła już nigdy więcej nie dawać się tak wykorzystać. Młody Weasley w końcu trochę nią manipulował, co nie wyszło zbyt korzystnie.
Droga do domu zleciała im bardzo szybko. Bez zastanowienia ruszyli do pokoju Bliźniaka. Głównie to Rudy zachęcił dziewczynę, by się tam wybrali. Chciał się pochwalić bratu, co osiągnął przez ten czas.
-Ej George, to chyba nie pora by spać. Wstawaj bracie!- powiedział trochę głośniej Fred, szturchając brata.- George? O co chodzi...
-Daj, zobaczę.- Miona usiadła na łóżku i przekręciła w swoją stronę jego głowę. Na twarzy Bliźniaka widniał jego codzienny uśmiech, jednak nie reagował na żadne wołanie czy lekkie uderzenia w policzek.
-Maamo!- krzyknął przytomny Rudzielec stojąc w drzwiach pokoju.- Choć tu szybko!
-Mam ważniejsze sprawy niż oglądanie jakiś nowych wynalazków...
-George'owi coś się stało! Nie możemy go z Hermioną obudzić.
-Wyjdźcie stamtąd natychmiast. Idźcie na dwór, biegiem.- powiedziała zadyszana Pani Weasley, wypychając z pokoju dwójkę Gryfonów. Szybko znaleźli się na dworze, usiedli na pobliskim pagórku.
-Oj daj spokój. Pewnie tylko zasłabł albo coś. Nic poważnego, na pewno.- pocieszała Kujonka Freda.
-Wiesz jak to jest się o kogoś przejmować? W sensie chodzi mi o kogoś takiego jak brat, siostra... przecież jesteś jedynaczką.
-Jednak to, że teraz jestem jedynaczką, nie znaczy, że przedtem też nią byłam.- powiedziała Hermiona, czule spoglądając na Rudego.
wtorek, 29 stycznia 2013
Rozdział IV
Hermiona obudziła się z pierwszym ruchem Freda. Chłopak dość brutalnie przeciągnął ją na drugą połowę łóżka.
-Co tak...- Rudy szybko przerwał młodej Gryfonce, przykładając palec do jej ciepłych warg. Wskazał na łóżko obok, gdzie słodko spała Ginny.
-Wybacz, że Cię przebudziłem. Ehh wy kobiety, jesteście jakieś takie twarde. Cały brzuszek mnie boli...- odparł Freddie wyprowadzając Mione na korytarz.- Nie wiem jak ty, ale ja bym coś przekąsił. Choć do kuchni, może mama już wstała. - dodał, delikatnie obejmując Hermionę. Cicho zeszli po schodach, by nikogo nie zbudzić. Okazało się, że jest jeszcze bardzo wcześnie. Na dworze tliła się mgła, słońce chowało się za szarawymi chmurami.
Freddie uprzejmie odsunął dziewczynie krzesło, po czym zabrał się za przygotowanie jakiegoś śniadania.
-Jak Ci się spało?- zapytał, kładąc na stół dwie miski z płatkami.
-Dobrze, tylko mógłbyś trochę popracować nad mięśniami brzucha... jakiś sflaczały jest.- odparła młoda Gryfonka uderzając w brzuch Freda.
-Czyli mam już cel na wakacje...- Bliźniak chwycił pióro i zaczął zapisywać sobie na ręce.- Sprawić, by klatka piersiowa dobrze sprawowała się jako poduszka...- koślawe literki pojawiały się na szorstkiej skórze chłopaka.
-A jak z twoimi przyjaciółmi?- Rudy dosiadł się do Miony, nachalnie wpatrując się w jej brązowe tęczówki.
-Ale... czemu pytasz? Przecież nic się nie stało. Nic a nic...- rzekła, mimowolnie przewracając oczami.
-Podróż czerwonym Expresem, koniec roku szkolnego, początek wakacji. Coś Ci to mówi?
-Ahh o to chodzi. Zwykła, mała kłótnia.- Brązowowłosa podniosła się, powędrowała do okna.- Nic godnego uwagi...
-Nie okłamuj mnie, bądź szczera. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.- odparł Rudzielec, zmieniając swe oblicze. Postanowił jak na razie, być dla niej dobrym przyjacielem. Również wstał, cicho podchodząc do Hermy. Lekko poczochrał jej bujne włosy, po czym oparł dłoń na jej ramieniu.
-Dlaczego chcesz mi pomóc?- zapytała, odwracając się do niego.- Nigdy się mną nie interesowałeś.
-Heh, jak widzisz... naszło mnie coś ostatnio by się tobą zaopiekować. Chcę, by na twej pięknej twarzy częściej widniał ten promienny uśmieszek. Po prostu chcę, byś była szczęśliwa.
-Nie wiedziałam, że ktoś taki jest w tobie... Dziękuję.- Hermiona delikatnie objęła tors Freda i oparła głowę na jego ramieniu.
Dość długo czekali, aż cała rodzina się zbudzi. Przez ten cały czas miło rozmawiali, często się śmiejąc. Około szóstej pojawiła się Molly, która wygoniła ich z kuchni. Kujonka poszła zobaczyć, czy Ginny już wstała, natomiast Rudy podążył do swojego pokoju. George jeszcze głośno chrapał, jedna jego noga dennie zwisała. Obudził go i razem zeszli do kuchni.
-Witaj moja cudowna rodzinko!- krzyknął radośnie Freddie.- Co na śniadanie?- przedtem, gdy siedział tu z Hermioną, nie zjadł swoich płatków. Jego brzuch był zupełnie pusty.
- To co zrobisz.- odparła oschle Pani Weasley. Bliźniak usiadł pomiędzy Mioną, a Ronem. Jego młodszy brat wyglądał dość niemrawo, wręcz niesympatycznie. Rozczochrane, płomienne włosy odchodziły we wszystkie strony, oczy miał nienaturalnie przymknięte. Niebieska pidżama leżała na nim dość luźno. Pochylony centralnie nad miską, siedział bardzo zgarbiony. Co jakiś czas prostował się, by spojrzeć na dziewczynę, która siedziała po jego lewej stronie.
-Mógłbyś się wyprostować? Zasłaniasz mi widok na łąkę...- rzekł zniecierpliwiony.
-A co ci do tego jak siedzę? Mogę to robić, jak mi się podoba.
-Dobrze, potem jako starzec, będziesz narzekać na bóle pleców. Mi to nie będzie przeszkadzać, wręcz będę uradowany.
-Fred, przestań...- wtrąciła się młoda Gryfonka. Nienawidziła kłótni, wolała gdy wokół niej panowały zgoda i harmonia.
-Po co się wtrącasz?- zapytał, zdenerwowany już Ronald.
-Jak ty się do niej zwracasz?- Freddie chciał obronić Kujonkę, przed nachalnymi odzywkami brata.
-Tak, jak mi się podoba. Ty byś lepiej o nią dbał, a nie zawracasz sobie głowę jakąś łąką. Ona zasługuje na kogoś lepszego...
-Hah, czyli uważasz, że jesteśmy razem? Coś ci się pomieszało, braciszku. To tylko przyjaciółka, nikt więcej.- odrzekł, trochę zmieszany Rudzielec. Nie chciał ujawnić swoich uczuć, nie chciał też zranić czymś Brązowowłosej. Próbował być łagodny, jednak nie było to dla niego zbyt łatwe.
-Taak, tylko ja jej teraz za rękę nie trzymam.- Fred dopiero teraz zauważył, że jego lewa ręka spoczywa na dłoni Miony.
-No i co z tego, że ją trzymam za rękę? Dobrze, może to nawet nie jest przyjaciółką, ale co ci do tego?- chłopak automatycznie wyrwał dłoń z uścisku Hermy. Nie wiedział, jak ją zranił tymi słowami. Coś w nim pękło, nie chciałby Ron miał jakieś podejrzenia.
-Zobacz co żeś narobił... a niby to ja nie mam uczuć.- najmłodszy Weasley wstał, po czym wyszeptał coś do ucha Hermiony, spoglądając na Rudego. Ona delikatnie skinęła głową i podniosła się. Po jej policzku głucho spływały łzy, w których odbijało się słoneczne światło. Ronald objął ją, razem wdrapali się po schodach.
W kuchni pozostali już tylko Bliźniacy. Zdenerwowany Freddie chwycił najbliższą miskę i cisnął ją w podłogę. Stara porcelana rozsypała się po całej kuchni.
-Jak ja mogłem tak postąpić... Kobiety mają kruche uczucia, a ja ją zraniłem...
-Nie martw się stary, będzie dobrze. Młody Ron, to młody Ron. To na pewno tylko chwilowe, zaraz przejrzy na oczy. W końcu mamy to coś, co kobiety cenią, nieprawdaż?
-Ależ tak, oczywiście... George, co mam zrobić? Zależy mi na niej jak na nikim innym...
-Idź ją przeproś. Na Kobiety to działa, lubią być w centrum zainteresowania. Powodzenia.- odparł George szturchając brata.
-Dzięki...- Fred ruszył w stronę schodów. Zatrzymał się przed nimi, chciał sobie to wszystko przypomnieć. Przed oczyma przelatywały mu różne wspólne chwile z młodą Gryfonką. To wspólna podróż dzięki proszkowi Fiuu, to powrót Expresem. Chciał znowu poczuć dotyk tych ciepłych warg na policzku, chciał po prostu, by ona przy nim była. Popełnił duży błąd, tak jak dużo osób w jego wieku.
Szybko wbiegł po schodach i bez zastanowienia wpadł do pokoju Ginny. To co tam zobaczył, bardzo go zdziwiło, jak i zdenerwowało. Hermiona siedziała obok Rona, który czule ją całował. Było widać, że dziewczyna tego nie chce, jednak nie opierała się.
-Jak... jak mogłaś?! Myślałem, że nigdy mi czegoś takiego nie zrobisz... najwidoczniej się myliłem. Jak będziesz miała mi coś do powiedzenia, to proszę, przychodź!- zdenerwowany Bliźniak trzasnął drzwiami. Tak jak każdy facet, miał dość sporo siły. Delikatne dębowe drzwi oparły się temu, wyleciały z zawiasów.
-Co tu się dzieje? Reparo! - krzyknął Percy, który pojawił się tu znikąd. Gdy drzwi już dobrze się umiejscowiły, Percy otworzył je i przytrzymał. Miona wstała, czym prędzej chciała stąd wyjść.
-Coś ty jej zrobił?
-A powinno Cię to obchodzić?
-Dobrze już, dobrze.
W pokoju Bliźniaków
-Na pewno się przewidziałeś, ona by od tak tego nie zrobiła. To nie w jej stylu. Pewnie się tylko przytulali, a to nie jest aż tak wielka zbrodnia...
-Nie przewidziało mi się, George. Oni się całowali, i już... Mam tego dość. Muszę postąpić jak mężczyzna, będę o nią walczył. Wybaczy mi, na pewno... W końcu, przyjaźnimy się, bądź przyjaźniliśmy...
-Tak, tak. Idź, pokaż ile traci.
-Będę za jakieś 30 minut.
-Tylko nie rozwal mi tego!- krzyknął za wychodzącym bratem. Fred podszedł do drzwi pokoju Ginny, jednak jego ręka w połowie ruchu zastygła. Bał się, że dziewczyna mu nie wybaczy, a jemu tak bardzo zależało. Tak się starał... nie chciał, by to wszystko poszło na marne. Zdawało mu się, że takie dziewczyny jak Herma, nie całują się z byle kim i byle po co.
W końcu zdecydował się... jego zaciśnięta pięść wykonała niezgrabny ruch w stronę powierzchni drzwi. Usłyszał krótkie 'proszę' i otworzył drzwi. Młoda Gryfonka leżała pośród wysmarkanych chusteczek, obok niej siedziała Ginny.
-A czego ty jeszcze chcesz, co?- zapytała cicho Hermiona. - Zdawało mi się, że nie dawno wyparłeś się naszej przyjaźni... o co Ci jeszcze chodzi?
-Przepraszam Hermiono... źle postąpiłem, ja tak nie myślałem... Nie wiedziałem, że to tak boli.
-Teraz już wiesz... możesz dać mi spokój?
-Herma, proszę wysłuchaj mnie.
-Daj mi już spokój tak?! Powiedziałeś, to co myślałeś, to nie mój problem... jednak myślałam, że zmieniłeś się... Idź już!
-Wybacz mi, proszę... Zależy mi na tobie.
-Powiem Ci coś szczerze, okey? Nienawidzę Cię. I wynoś się stąd...
-A tak właściwie, to po co ja tu przyszedłem?! Chciałem Ci wygarnąć, co czuje... jak mogłaś po tym wszystkim całować się z Ronem?! Po tym co dla ciebie zrobiłem? Myślałem, że jesteś inna!
-Dlaczego tak się starasz, co? Po co Ci to wszystko?!
-Naprawdę tego nie widać? Nie widać, jak mi na tobie zależy?! Starałem się dlatego, że nie wytrzymałbym, gdyby ktoś taki jak Ron... odebrałby mi ciebie. Dla mnie nie jesteś zwykłą koleżanką, jesteś kimś o wiele ważniejszym... Rozumiesz już?!
-Freddie...
-Hah, teraz? Nie dziękuje...- odparł Fred, wybiegając z pokoju. Chciał mieć w końcu święty spokój. Poszedł na ogród, nie chciał nikogo widzieć. Byłby szczęśliwy, gdyby to wszystko okazało się jednym, wielkim koszmarem. Przecież zaraz obudzi się, zobaczy bujne włosy Hermiony, które wchodziły mu do oczu. Przełoży ją na drugą stronę łóżka, a na jej twarzy pojawi się miły uśmiech... będzie tak jak przedtem, nie będzie na niego zła. Jednak tak, to mógł sobie w kółko wmawiać. Zrobił to, co zrobił, nie odwróci już tego. Teraz może tylko starać się, by to wszystko wróciło do tego, co było jeszcze wczoraj. Liczył na zbyt wiele. Myślał, że to jej nie urazi. Mylił się... tak jak wiele ludzi popełnił błąd. Postanowił nie załamywać się, w końcu nie jest tą ostatnią... chyba. Chciał, by Hermiona przestała się gniewać, by znowu byli przyjaciółmi. A może chciał, by łączyło ich coś więcej? Nienawidził jej przez to, co zrobiła. Kochał ją za to, co zrobi... a to jest jedną, wielką niewiadomą.
Trochę tych komentarzy było... no to dodam dzisiaj :D. Dziękuje za każdy z osobna, nie wiedziałam, że aż tyle osób czyta. Mam też taką małą informację. Każdy kto chce, bym informowała go o nowych rozdziałach, może mi podać jakiś kontakt do siebie. Gg, e-mail, nie wiem... postaram się jakoś poinformować : p. Wszystko proszę opublikować pod tym postem.
Jak coś się wam nie podoba, proszę od razu mówić. Chciałabym wiedzieć, na co bym miała następnym razem uważać, a może akcja jest zbyt szybka. Dedykacja dla czytelników i Agaty, która tak ładnie to wszystko ujęła :x. Pozdrowienia : ).
-Tak, tak. Idź, pokaż ile traci.
-Będę za jakieś 30 minut.
-Tylko nie rozwal mi tego!- krzyknął za wychodzącym bratem. Fred podszedł do drzwi pokoju Ginny, jednak jego ręka w połowie ruchu zastygła. Bał się, że dziewczyna mu nie wybaczy, a jemu tak bardzo zależało. Tak się starał... nie chciał, by to wszystko poszło na marne. Zdawało mu się, że takie dziewczyny jak Herma, nie całują się z byle kim i byle po co.
W końcu zdecydował się... jego zaciśnięta pięść wykonała niezgrabny ruch w stronę powierzchni drzwi. Usłyszał krótkie 'proszę' i otworzył drzwi. Młoda Gryfonka leżała pośród wysmarkanych chusteczek, obok niej siedziała Ginny.
-A czego ty jeszcze chcesz, co?- zapytała cicho Hermiona. - Zdawało mi się, że nie dawno wyparłeś się naszej przyjaźni... o co Ci jeszcze chodzi?
-Przepraszam Hermiono... źle postąpiłem, ja tak nie myślałem... Nie wiedziałem, że to tak boli.
-Teraz już wiesz... możesz dać mi spokój?
-Herma, proszę wysłuchaj mnie.
-Daj mi już spokój tak?! Powiedziałeś, to co myślałeś, to nie mój problem... jednak myślałam, że zmieniłeś się... Idź już!
-Wybacz mi, proszę... Zależy mi na tobie.
-Powiem Ci coś szczerze, okey? Nienawidzę Cię. I wynoś się stąd...
-A tak właściwie, to po co ja tu przyszedłem?! Chciałem Ci wygarnąć, co czuje... jak mogłaś po tym wszystkim całować się z Ronem?! Po tym co dla ciebie zrobiłem? Myślałem, że jesteś inna!
-Dlaczego tak się starasz, co? Po co Ci to wszystko?!
-Naprawdę tego nie widać? Nie widać, jak mi na tobie zależy?! Starałem się dlatego, że nie wytrzymałbym, gdyby ktoś taki jak Ron... odebrałby mi ciebie. Dla mnie nie jesteś zwykłą koleżanką, jesteś kimś o wiele ważniejszym... Rozumiesz już?!
-Freddie...
-Hah, teraz? Nie dziękuje...- odparł Fred, wybiegając z pokoju. Chciał mieć w końcu święty spokój. Poszedł na ogród, nie chciał nikogo widzieć. Byłby szczęśliwy, gdyby to wszystko okazało się jednym, wielkim koszmarem. Przecież zaraz obudzi się, zobaczy bujne włosy Hermiony, które wchodziły mu do oczu. Przełoży ją na drugą stronę łóżka, a na jej twarzy pojawi się miły uśmiech... będzie tak jak przedtem, nie będzie na niego zła. Jednak tak, to mógł sobie w kółko wmawiać. Zrobił to, co zrobił, nie odwróci już tego. Teraz może tylko starać się, by to wszystko wróciło do tego, co było jeszcze wczoraj. Liczył na zbyt wiele. Myślał, że to jej nie urazi. Mylił się... tak jak wiele ludzi popełnił błąd. Postanowił nie załamywać się, w końcu nie jest tą ostatnią... chyba. Chciał, by Hermiona przestała się gniewać, by znowu byli przyjaciółmi. A może chciał, by łączyło ich coś więcej? Nienawidził jej przez to, co zrobiła. Kochał ją za to, co zrobi... a to jest jedną, wielką niewiadomą.
Trochę tych komentarzy było... no to dodam dzisiaj :D. Dziękuje za każdy z osobna, nie wiedziałam, że aż tyle osób czyta. Mam też taką małą informację. Każdy kto chce, bym informowała go o nowych rozdziałach, może mi podać jakiś kontakt do siebie. Gg, e-mail, nie wiem... postaram się jakoś poinformować : p. Wszystko proszę opublikować pod tym postem.
Jak coś się wam nie podoba, proszę od razu mówić. Chciałabym wiedzieć, na co bym miała następnym razem uważać, a może akcja jest zbyt szybka. Dedykacja dla czytelników i Agaty, która tak ładnie to wszystko ujęła :x. Pozdrowienia : ).
sobota, 26 stycznia 2013
Sprawdzenie.
Siema. Ostatnio nic nie dodawałam, ponieważ myślałam, że nikt tego nie czyta. Jednak dzisiaj sobie tak siedzie i nagle na telefon przychodzi mi powiadomienie. "Jedna nowa wiadomość e-mail" zobaczyłam na ekranie. Oczywiście sprawdzam i widzę... że ktoś skomentował III rozdział. Zauważyłam też mały wzrost wyświetleń przez ten czas, co nie dodawałam. Zmierzając, chciałabym sprawdzić, ile osób miałoby zamiar przeczytać rozdział IV. Osoby zainteresowane proszę o skomentowanie tego posta. Czekam do 30 stycznia ( tj. Środa ), jak będzie dość sporo komentarzy, postaram się dodać jak najszybciej kolejny rozdział. Dodam też, że nie trzeba mieć konta by móc opublikować komentarz. Pozdrawiam : )
wtorek, 15 stycznia 2013
Rozdział III
Fred stał przed oknem bardzo zdziwiony.
-MALFOYOWIE ?!
-Taaak, Fred pogódź się z tym. Jestem tylko ciekawy po co tu przybyli.
-Ja ... ja muszę iść po Hermione! -Freddie nie wiedział po co, ale musiał być przy niej. Malfoyowie od lat mieli status czystej krwi i przechwalali się tym. Nienawidzili czarownic i czarodziejów z mugolskim pochodzeniem, A Herma była właśnie kimś takim. Wydawało mu się dziwne by coś mieli jej zrobić, ale zawsze lepiej jest mieć 100 % pewności. Zbiegł po schodach, zobaczył Kujonkę z Panią Weasley pod kuchnią.
-Weź ze sobą jedną osobę. Ktoś Ci musi pomóc. I pamiętaj , by nie zgubić go. - Molly chwyciła rękę młodej czarownicy , w której coś trzymała.
-Dobrze.- Matka Weasley'ów chciała coś powiedzieć , ale przerwało jej pukanie do drzwi.
-Ja otworzę!- Rudzielec pośpiesznie zbiegł ze schodów, po czym otworzył drzwi.
-Przesuń się, niewydarzony...- wrzasnął Lucjusz, odpychając od siebie Rudego. On poleciał na Hermione, która zaskoczona upadła na ziemię.
-Jak śmiesz?! Lucjuszu wynoś się stąd!- zdenerwowana Molly celowała różdżką prosto w rodzinkę Malfoyów. Fred podniósł się z brązowowłosej i wymamrotał do jej ucha krótkie przepraszam. Szybko wstał, następnie pomógł koleżance. Odruchowo stanął przed nią, rozszerzył ramiona jak najbardziej potrafił. Za wszelka cenę chciał ją ochronić.
-Och Molly, Molly, nie unoś się tak. Dobrze wiesz, że wystarczy jedna wiadomość i Artur może stracić pracę.
-Gadaj po coś tu przyjechał.
-Chciałbym zamienić z głową rodziny słówko. Sprawy tajne i poufne. Jest w domu?
-Nie... wróci za jakąś godzinkę.
-My sobie z chęcią poczekamy.- odparł Malfoy ze złośliwym uśmieszkiem.- Narcyzo, Draco wchodźcie, rozgośćcie się.
-Nadal jest to dom mojej rodziny! Nie masz prawa ... - Jednak rodzina śmierciożercy rozsiadła się już wygodnie.
-Draco, idź się pobaw ze znajomymi.
-To nie są moi znajomi. Nie będę się z nimi zadawał. - rzekł młody Ślizgon.
-Nie sprzeciwiaj się ojcu.- odezwała się po raz pierwszy Narcyza.
-Mamo... - powiedział Fred.
-Draconie na co czekasz? Idź do nich.- Po tych słowach blondyn podszedł do Freddie'go, który cały czas osłaniał Hermione. Złapał ją za rękę i wszedł po schodach, a ślizgon ruszył za nimi. Rudzielec skierował się do swojego pokoju. Myślał , że zastanie tam George'a, ale on wyszedł. Pokazał dziewczynie by usiadła na łóżku, a sam usiadł na przeciwko niej. Draco stał w drzwiach.
-Och Hermiono jak ty ładnie wyglądasz. Nie wiem jak przedtem mogłem tego nie zauważyć, jednak cóż po takiej szlamie. - powiedział z podobnym uśmiechem jak ojca blondyn.
-Weź się zamknij. Na twoim miejscu cieszył bym się, że jeszcze nie dostałeś jakimś zaklęciem.- Fred odwrócił się w stronę Ślizgona i wziął w ręce różdżkę, która stała na stoliku nocnym.
-Mówisz to ty, zdrajca krwi? Ja się ciebie nie boje , mój ojciec mnie ze wszystkiego wybroni. A ty Hermiono wiedz, że kiedyś będziemy razem.- Blondyn zbliżał się do dziewczyny. Ona szybko wstała z łóżka i przybliżyła się do ściany w końcu pokoju. Bliźniak osłupiał, nie wiedział co się dzieje. Draco cały czas zbliżał się do Hermiony. Pragnął jej , choćby po to by się pochwalić wśród znajomych. Jak to Ślizgon, miał podły charakter, był bardzo zły. Blondyn stał już naprzeciw brązowowłosej, oparł się o nią i zaczął całować Ona próbowała się wyrwać, lecz chłopak był silniejszy. Po chwili przestał i odsunął się od niej. Rudzielec w końcu zrozumiał co się dzieje. Chwycił za różdżkę i bez zastanowienia rzucił zaklęcie.
-Expelliarmus!- Blondyna z impetem wylądował na ścianie, a Fred rzucił się w stronę Hermy.
-Już nigdy więcej nie postąpisz w ten sposób!
-A niby dlaczego? Co zabronisz mi? - Draco zdążył już wstać i wyjąć różdżkę. Celował prosto w Rudego.
-Drętwota!- Bliźniak cały zdrętwiał, głucho zbliżał się do drewnianej posadzki. W ostatniej chwili złapała go Kujonka.
-Jak... jak mogłeś?!- Drzwi otworzyły się. Stała w nich Molly razem z Malfoyami.
-Co tu się dzieje?!- Wrzasnęła pani Weasley.
-On się do mnie zabierał. I ... rzucił z-zaklęcie na Freda. - odparła już trochę ciszej młoda Gryfonka.
-Za pewne należało mu się. Nic tu po nas, wychodzimy Draco. - rzekł Lucjusz. - Obyśmy nie mieli problemów przez was. - W tej samej chwili przyleciały dwie sowy, jedna zaadresowana do Freda, druga do młodego Dracona.
-Piszą , że będzie toczyć się postępowanie karne... obydwaj użyliście czarów poza szkołą. MOGĄ WAS WYRZUCIĆ! - rzuciła Narcyza , która patrzyła na listy trzymane przez pana Malfoya i Molly.
-Mamo ja... - zaczął Draco.
-Porozmawiamy w domu! Bardzo panią przepraszam za mojego syna... - powiedziała Narcyza.
-Ocz-oczywiście.- zająknęła się Pani Weasley.
-Nie ciesz się Molly jeszcze tu przyjdziemy.- odparł Pan Malfoy trzymając swojego syna za ramię. Od razu po tych słowach wyszedł z nim.
-Hermiono... powiedź mi dokładnie co tu się stało.
-Draco... on zaczął mnie całować. Ja nie mogłam mu się wyrwać. Fred użył czarów by mnie chronić . Poświęcił się dla mnie... - rzekła ze łzami w oczach.
-Oj, nie płacz. Będzie z nim wszystko dobrze. Powinien się za raz obudzić. Jednak za to co zrobił należy mu się kara. - Hermiona usiadła na ziemi i zaczęła szlochać. Nie chciała żeby to wszystko tak się potoczyło. Chłopak nie wiele jeszcze umiał, a już miał pożegnać się z Hogwartem?
Kolejne minuty oczekiwania dłużyły się jej niezmiernie. Nie zauważyła nawet kiedy Molly wyszła. Postanowiła spróbować jakoś wepchnąć Bliźniaka na łóżko, jednak nie udało jej się to. Chłopak był zbyt ciężki, by mogła go podnieść tak drobna dziewczyna. ` Po tym co zrobił, jestem mu tak wiele winna...` myślała. Jedna łza spadła na czerwony policzek Rudego, Miona delikatnie otarła ją. Cicho nachyliła się, by pocałować ciepły polik Freda. Chciała już wstać, gdy poczuła, jak ktoś chwyta ją za dłoń.
-Co tu się stało?- rzekł Freddie.- Czemu płaczesz? O co ...o co chodzi?
-D-d-d-dra-a-co... o-o-on...- Kujonka nie mogła powiedzieć czegoś z sensem.
-Dobrze rozumiem, jest to dla ciebie bardzo trudne. Nie mów już nic.- Rudy objął dziewczynę swymi szerokimi ramionami. Nic nie pamiętał, jednak wolał nie narzucać się. Widział jak Gryfonkę to boli, więc wolał zaprzestać rzucać pytania. Delikatnie otarł jej łzy i odparł:
-Cokolwiek ten drań powiedział bądź zrobił dostanie za swoje. Jeszcze tylko miesiąc i jedziemy do Hogwartu. Oj Hermiono no ... nie przejmuj się! Ten blondasek jest zwykłą świnią. Przynajmniej ciesz się, że masz przy sobie takiego kogoś jak ja- powiedział Fred z szerokim uśmiechem.- Choć na dół . O ile dobrze pamiętam nie skończyłaś rozmawiać z moją mamusią.- dodał po chwili.
-Do-dobrze.- Herma podeszła do drzwi i chciała już chwycić za klamkę.
-Ejejeje poczekaj za mną. Twój królewicz zaraz wróci... Nie opuszczaj królewicza!- chłopak szybko wybiegł z pokoju. Oczekując go, brązowowłosa usiadła na jednym z łóżek. Bardzo podobało jej się to, co zrobił dla niej Bliźniak. Głosy w jej głowie kłóciły się pomiędzy sobą. Niektóre z nich mówiły coś o Rudzielcu, a ściślej uczuć dziewczyny do niego. Inne zaprzeczały temu. Głosy plątały się pomiędzy sobą, aż młodą Gryfonkę rozbolała głowa.
-Choć wielmożna panienko, oczekują nas na dole.- do pokoju wpadł obiekt jej przemyśleń.
-Dobrze. - powiedziała Miona, po czym zeszli razem na dół. Okazało się, że Molly dopiero zmywa talerze po kolacji.
-Och Fred jak się czujesz? I wiedz, że i tak dostaniesz szlaban, nie wymigasz się! Hermiono... porozmawiamy jutro na temat... nie Fred, nie myśl że się dowiesz.- powiedziała wlepiając oczy w swojego syna- Zaopiekuj się Hermioną , po dzisiejszych wydarzeniach za szybko nie zaśnie.
-Do tego namawiać mnie nie musisz. - Rudy przyciągnął do siebie Gryfonkę, po czym wdrapali się po schodach do pokoju Ginny. Przed drzwiami zabrał ją na ręce. Gdy doszedł do wolnego łóżka, położył na nim Kujonkę.
-Śpij, śpij. Po tych wydarzeniach powinnaś być choć trochę zmęczona.
-Ty... możesz przeze mnie wylecieć z Hogwartu.- odparła cicho dziewczyna.
-Na pewno nie przez Ciebie, choć nie wiem co się stało...
-Bardzo Ci dziękuje. Powiem tyle, że mnie przed nim obroniłeś... Nigdy przedtem nikt dla mnie nie był taki miły. Jesteś inny, wyjątkowy. - powiedziała Herma i przytuliła chłopaka.
-Wyjątkowy a cóż by! Tylko dla takich panienek, zawsze do usług. - rzekł i razem zaczęli się śmiać. Rozmawiali bardzo długo. Nim się spostrzegli była 3, oczy od dawna im się kleiły. Fred zasnął pierwszy , zaraz po nim Hermiona. Zasnęła na jego cudnym, ciepłym torsie. Nie wiedziała , jak bardzo mu zależy na niej. Dla niej to było zbyt odległe... ale jednak, takie bliskie...
No to już III rozdział. Dedykacja dla was czytelników, jeżeli ktoś to czyta...
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Rozdział II
Z perspektywy Freda
Rudzielec leżał w łóżku, pod jego rudą czuprynom buzowały myśli. Rozrabiaka nigdy przedtem nie poczuł mięty do jakiejś dziewczyny. Najważniejsze zawsze były dla niego wybryki z bratem i ich wspólne wynalazki. W Hogwarcie uważano ich za największych kawalarzy zaraz bo Huncwotach, jednak po tych 5 latach w szkole, jego charakter począł się zmieniać. Chciał w końcu poczuć, jak to jest mieć kogoś bliskiego u boku. Taką osobę, która zawsze pomoże, wesprze, pocieszy.
Z przemyśleń wyrwała go mama.
-Fred? Ubierz się szybko, chcę Cie zaraz widzieć na dole.
-George'owi bardziej chce się wstać. Nie widzisz jak się cieszy, że ma zadanie?- chłopak przez sen cicho pochrapywał. `Może bynajmniej on dobrze spał tej nocy...`
-Ale to jest sprawa dla ciebie Fred. Masz pojechać po Hermione, bo...
-Nie mogłaś tak od razu? - ekscytacja Rudego wyrwała się, Molly troszeczkę to zdziwiło.
-A Hermiona to ktoś ważniejszy?- odparła Pani Weasley z zaciekawieniem.
-Nie, nieważne.- chłopak w popłochu chwycił jeansy oraz koszulę, po czym wybiegł na korytarz. Nie chciał na razie, by ktokolwiek wiedział o jego uczuciach. Zmierzając ku łazience myślał, po co ma eskortować młodą Gryfonkę. Była już na tyle samodzielna, by mogła sama dostać się do Nory. Mogli również przywieść ją tu rodzice.
Rozmyślając wszedł do łazienki. Pierwsze co zrobił, to spojrzał w lustro. Ciężkie powieki lekko zasłaniały brązowe tęczówki młodzieńca, czerwona obwódka okalała jego oczy. Chłopak nie spał całą noc, nie mógł uwolnić się od przemyśleń na temat Hermiony. Przez te 2 lata ich znajomości uważał ją tylko za przyjaciółkę brata. Jednak ostatnia wyprawa z Hogsmeade do dworca King's Cross w Londynie była nadzwyczajna. Dziewczyna pokłóciła się z najmłodszym Weasley'em, więc siedziała razem z Fredem, George'm i Lee Jordanem w jednym przedziale. Przez cały czas grali w eksplodującego durnia, śmiali się i rozmawiali. Rudzielec spoglądał w jej stronę i uśmiechał się, na co ona automatycznie mu odpowiadała. Godziny mijały im szybko, za szybko.Rudzielec nie zdążył się nacieszyć towarzystwem kujonki. Ledwo się obejrzał a dojeżdżali do Londynu. Pomógł Gryfonce wyjść z czerwonego ekspresu Hogsmeade-Londyn. Razem przeszli przez magiczną ścianę, po czym znaleźli się po między peronem 9 i 10. Mieli za sobą tą barierkę, która zawsze prowadziła ich do szczęśliwego miejsca. Herma na pożegnanie pocałowała chłopaka w policzek i poszła do swoich rodziców. Rudzielec myślał o tym na okrągło. `Może ona do mnie też coś czuje?`
-Fred ile można się szykować?! Za 5 minut na dole i ani więcej! - krzyknęła Molly wychylając głowę z pokoju Bliźniaków. Zamyślony Fred w ogóle nic ze sobą nie zrobił, od czasu gdy znalazł się w łazience. Nadal miał niestarannie ułożone włosy, które rozchodziły się we wszystkie strony. Pośpiesznie je rozczesał i zbiegł na dół po schodach. Wszedł szybkim krokiem do kuchni, wyjął z szafy kubek i nalał sobie soku dyniowego.
Rudzielec leżał w łóżku, pod jego rudą czuprynom buzowały myśli. Rozrabiaka nigdy przedtem nie poczuł mięty do jakiejś dziewczyny. Najważniejsze zawsze były dla niego wybryki z bratem i ich wspólne wynalazki. W Hogwarcie uważano ich za największych kawalarzy zaraz bo Huncwotach, jednak po tych 5 latach w szkole, jego charakter począł się zmieniać. Chciał w końcu poczuć, jak to jest mieć kogoś bliskiego u boku. Taką osobę, która zawsze pomoże, wesprze, pocieszy.
Z przemyśleń wyrwała go mama.
-Fred? Ubierz się szybko, chcę Cie zaraz widzieć na dole.
-George'owi bardziej chce się wstać. Nie widzisz jak się cieszy, że ma zadanie?- chłopak przez sen cicho pochrapywał. `Może bynajmniej on dobrze spał tej nocy...`
-Ale to jest sprawa dla ciebie Fred. Masz pojechać po Hermione, bo...
-Nie mogłaś tak od razu? - ekscytacja Rudego wyrwała się, Molly troszeczkę to zdziwiło.
-A Hermiona to ktoś ważniejszy?- odparła Pani Weasley z zaciekawieniem.
-Nie, nieważne.- chłopak w popłochu chwycił jeansy oraz koszulę, po czym wybiegł na korytarz. Nie chciał na razie, by ktokolwiek wiedział o jego uczuciach. Zmierzając ku łazience myślał, po co ma eskortować młodą Gryfonkę. Była już na tyle samodzielna, by mogła sama dostać się do Nory. Mogli również przywieść ją tu rodzice.
Rozmyślając wszedł do łazienki. Pierwsze co zrobił, to spojrzał w lustro. Ciężkie powieki lekko zasłaniały brązowe tęczówki młodzieńca, czerwona obwódka okalała jego oczy. Chłopak nie spał całą noc, nie mógł uwolnić się od przemyśleń na temat Hermiony. Przez te 2 lata ich znajomości uważał ją tylko za przyjaciółkę brata. Jednak ostatnia wyprawa z Hogsmeade do dworca King's Cross w Londynie była nadzwyczajna. Dziewczyna pokłóciła się z najmłodszym Weasley'em, więc siedziała razem z Fredem, George'm i Lee Jordanem w jednym przedziale. Przez cały czas grali w eksplodującego durnia, śmiali się i rozmawiali. Rudzielec spoglądał w jej stronę i uśmiechał się, na co ona automatycznie mu odpowiadała. Godziny mijały im szybko, za szybko.Rudzielec nie zdążył się nacieszyć towarzystwem kujonki. Ledwo się obejrzał a dojeżdżali do Londynu. Pomógł Gryfonce wyjść z czerwonego ekspresu Hogsmeade-Londyn. Razem przeszli przez magiczną ścianę, po czym znaleźli się po między peronem 9 i 10. Mieli za sobą tą barierkę, która zawsze prowadziła ich do szczęśliwego miejsca. Herma na pożegnanie pocałowała chłopaka w policzek i poszła do swoich rodziców. Rudzielec myślał o tym na okrągło. `Może ona do mnie też coś czuje?`
-Fred ile można się szykować?! Za 5 minut na dole i ani więcej! - krzyknęła Molly wychylając głowę z pokoju Bliźniaków. Zamyślony Fred w ogóle nic ze sobą nie zrobił, od czasu gdy znalazł się w łazience. Nadal miał niestarannie ułożone włosy, które rozchodziły się we wszystkie strony. Pośpiesznie je rozczesał i zbiegł na dół po schodach. Wszedł szybkim krokiem do kuchni, wyjął z szafy kubek i nalał sobie soku dyniowego.
-To po co mam po nią jechać?
-Jest jedną z bardziej rozgarniętych osób jakie znam. A takiej osoby teraz potrzebuje. Zjedź śniadanie i poleć do niej na miotle.- odparła zapracowana Pani Weasley.
-Nie mamo... przetransportuje ją za pomocą proszka Fiuu.- Fred dobrze wiedział , że Hermiona nienawidzi mioteł. Miała do nich dystans, to była jedyna rzecz ,w której nawet Neville był od niej lepszy.
-Dobrze , tylko uważaj by nic się jej nie stało.
-Okey.- Rudzielec niechcący szturchnął matkę i z rąk wypadła jej różdżka, a właśnie w tej chwili myła talerze za pomocą magii. Wszystkie szklane naczynia wpadły z wielkim rozbryzgiem do zlewu, większość wody poleciała na Molly.
-FRED! Idź już, idź! - powiedziała, gwałtownie pomachując różdżką.
-Przepraszam mamo... - roztargniony bliźniak chciał już ruszyć w stronę kominka, gdy usłyszał zaspany głos:
-Co tutaj się dzieje?- To Ron obudzony krzykiem mamy zszedł na dół.
-Fred właśnie ma pojechać po Hermione.-powiedziała Pani Weasley.
-A czemu to on ma po nią pojechać ?
-Jestem od ciebie starszy Ron. A i nie zapominaj, że nie masz uczuć do kobiet.
-Fred! Jak ty się wyrażasz?!
-Ale to prawda...
-Mnie to się o nic nigdy nie prosi... - wysyczał Ron przez zaciśnięte zęby.
-Jesteś jeszcze za mały by samemu podróżować.
-Nie jestem mały!
-Bez dyskusji! Fred idź już.
-Dobrze. - Bliźniak poszedł do salonu, w który znajdował się kominek. Otworzył szafkę z różnymi magicznymi przedmiotami. Nie był jeszcze pełnoletni , dlatego nie mógł używać czarów, by szybko znaleźć proszek.` Z chęcią złamałbym ten zakaz, tyle tu tych śmieci, a nigdzie nie ma Proszku Fiuu.`. Powyrzucał niektóre rzeczy na podłogę, jednak nigdzie nie zauważył zielonego pudełka. Po chwili zorientował się, że pudełko stoi na szafce obok kominka. Niezwłocznie wypuścił wszystkie magiczne przedmioty, które znajdowały się w jego ręce i zabrał Proszek. Na etykietce widniał staranny napis 'Proszek Fiuu, Szybkie podróże między kominkowe. Wszedł do kominka, po czym krzyknął 'Dom Grangerów!'. Od razu poczuł delikatne mrowienie na całym ciele. Przed oczyma przelatywały mu różne salony, jednak on nie przyglądał się im. Wolał myśleć o Hermionie, chciał w końcu ją zobaczyć. Po chwili wylądował na kolanach w salonie Grangerów. Z kuchni poderwała się młoda kobieta, trzymającą w jednej ręce przenośny mikser, a w drugiej miskę.
-Jesteś jakimś kolegą Hermiony? Nie opowiada mi zbytnio o swoich znajomych... - powiedziała smutnym tonem.
-Tak. Mógłbym z nią porozmawiać?
-Dobrze , już idę ją obudzić.- Fred z nudów zaczął oglądać zdjęcia, które stały na komodzie w salonie. Były to zwykłe, mugolskie zdjęcia, a na każdym z nich była Miona.`W końcu jest jedynaczką` pomyślał. Wziął do ręki jedno zdjęcie, gdzie Gryfonka mogła mieć z 7 lat. Siedziała na małym kucyku, obok stali jej rodzice. Zdjęcie zostało zrobione na jakimś festynie. Rudzielec lekko uśmiechnął się, poprawiając grzywkę.
-Ale ona była słodka...- odparł Gryfon, niemalże szeptem.
-Tak, tak, zawsze była słodkim dzieckiem.- od pewnego czasu przyglądał mu się Pan Granger.
-Przepraszam, nie wiedziałem...
-Nic nie szkodzi młodzieńcze. Masz do niej jakąś ważną sprawę ?
-Moja mama , nie ja.
-Powinna zaraz zejść.
-Dobrze poczekam.- powiedział Fred zupełnie zaskoczony. Szybko stanął przed schodami oczekując na Hermę. Oparł się o ścianę i zaczął nucić piosenkę Fatalnych Jędz, gdy usłyszał ciche kroki. Osoba schodząca poślizgnęła się na ostatnim stopniu, niekontrolowanie leciała w jego stronę. Rudy szybko rozszerzył ramiona, by w razie czego złapać tą osobę. Była to Hermiona, jak zawsze pachniała ogrodem pełnym malin, jej ulubionym zapachem perfum.
-O dzień dobry. Nie spodziewałem się aż tak miłego powitania.- Bliźniak chciał przytulić Kujonke, jednak ona na to nie pozwoliła.
-Po co tu przyszedłeś?- zapytała z niezbyt zachęcającym tonem.
-Porozmawiamy w Norze.
-Miałam na dziś inne plany... Fred.
-Jestem George, już mnie nie poznajesz?- odparł, posyłając jej lekko gardzące spojrzenie.
-Wybacz George.
-Poczekaj... a może jestem Fred?
-Możemy już na poważnie porozmawiać? Kimkolwiek jesteś...
-Dobrze, idź się spakować. Ron chciał jechać zamiast mnie, ale mama mu nie pozwoliła. Przecież dobrze wiemy, że się w tobie zakochał. Ale by było...- chłopak poczuł, że źle zrobił mówiąc o Ronie.
-Ładnie pachniesz!- dodał zrezygnowany, jednak dziewczyna nie usłyszała już tego komplementu.
Po małych incydentach znaleźli się w Norze.
-Hermiona.- usłyszała znajomy, kobiecy głos.- Choć szybko zaraz kolacja.- odparła Molly.
-Daj mi te walizki - Powiedział Rudzielec z uśmiechem - zaniosę je do pokoju Ginny, będziesz tam jak zawsze spać.
-Nie ja to zrobię! - od stołu oderwał się Ron.
-Weź się nie wygłupiaj, to jest zbyt ciężkie dla takiego mięczaka. Twoje wiotkie ciało nawet nie potrafi stać w jednej, prostej linii -odparł Freddie, wyrywając walizkę z rąk brata. Ginny umazana dżemem podeszła do Hermiony.
-Cześć Herma, jak minął ten miesiąc?-Fred zapatrzony w Hermione nie zauważył kiedy Ron wyrwał mu z rąk walizkę i kosz z Krzywołapem.
-Daj te walizkę idioto! Zaraz rozwalisz!- Bliźniak dogonił młodszego brata na schodach. Próbował mu wyrwać walizkę i kosz, poszło mu to z łatwością.
-Co się tak uparłeś ? Zakochany jesteś ? Mały Ronuś zakochany! Trzeba to uwiecznić nim będzie za późno.- rzekł Fred wnosząc bagaże do pokoju Ginny.
-Nie!
-Do prawdy? Bo mi się inaczej wydaje. Zostaw ją w spokoju, bo zaś ją skrzywdzisz.
-Ja jej nic nie zrobiłem!
-A wtedy w Expresie? Raczej wydawało mi się dziwne, że woli siedzieć z nami niż z przyjaciółmi.
-No bo...
-Hah, a nie mówiłem? Ronuś nie ma uczuć .
-Nie mów tak!
-Bo co? Zdzielisz mi? Już się boje! Ronald Bilius Weasley, czołowy bokser! - Po tych słowach Fred dostał w brzuch z pięści. Oddał mu w czułe miejsce z kolana i pośpiesznie wyszedł z pokoju. Rudzielec usiadł na schodach, miał tam wspaniały widok na plecy Hermiony. Nie obchodziło go to, że w każdej chwili może zejść Ron z góry i znowu mu oddać. Zamknął oczy i zanurzył się w odchłani marzeń. Jakby to było gdyby Gryfonka była z nim? Co by czuł jego młodszy brat?
Z kuchni wyszedł George, zajął miejsce obok brata.
-Co tak tam patrzysz? - odparł jego klon.
-A nic, patrze jak prezentuje się nasza kuchnia z tego miejsca.
-Brata nie okłamiesz. Czujesz coś do niej?- odparł George lekko szturchając Freddiego.
-Do... do kogo?
-To chyba oczywiste. Do Hermiony Granger, miła kujonka siedząca przy stole w naszej kuchni. Kojarzysz?
-Nic do niej nie czuje.- odpowiedział oschle.
-Dobrze, dobrze ja zostanę przy swoim. Tak romantycznie na siebie patrzyliście w pociągu. Mmmm to było takie... zacne.- George cicho wspiął się po schodach. Fred dalej obserwował plecy niewiasty. Nie wiedział co ma zrobić, by zwrócić na siebie jej uwagę. Pragnął jej bliskości.
-Dziękuje pani Weasley kolacja była smaczna. - Z kuchni wyszła brązowowłosa Hermiona razem z Molly.
-No to chciałabym Cie poprosić... Fred, idź stąd!
-Nie bądź tak nieuprzejma dla swojego syna. Mam prośbę do Hermiony. Przyjdziesz do mnie potem?-powiedział Fred ze swym szelmowskim uśmieszkiem.
-No dobrze. - rzekła zdziwiona Gryfonka. Rudzielec po woli wspiął się po schodach i wpadł do swojego pokoju. Pokój ten był tak poobwieszany różnymi projektami i zdjęciami, że nie było widać jaki kolor ma ściana. Jego bliźniak siedział na łóżku i wpatrywał się w okno.
-Patrz kto do nas zawitał! - krzyknął George.- Nie myślałem, że kiedy kolwiek przyjdą do takiej rudery.
-Kto? - Fred nie zbyt przejęty tym co mówi jego klon położył się na łóżku.
-Malfoyowie!
-COO?!
Nikt błędów nie widzi? Brak skarg? No mi to pochlebia... jednak na samych pochwałach daleko nie dojdę : d. Dedykacja dla wszystkich osób, które piszą cokolwiek. Rozwijajcie swoje słownictwo w jeszcze większym stopniu : D.
-Jesteś jakimś kolegą Hermiony? Nie opowiada mi zbytnio o swoich znajomych... - powiedziała smutnym tonem.
-Tak. Mógłbym z nią porozmawiać?
-Dobrze , już idę ją obudzić.- Fred z nudów zaczął oglądać zdjęcia, które stały na komodzie w salonie. Były to zwykłe, mugolskie zdjęcia, a na każdym z nich była Miona.`W końcu jest jedynaczką` pomyślał. Wziął do ręki jedno zdjęcie, gdzie Gryfonka mogła mieć z 7 lat. Siedziała na małym kucyku, obok stali jej rodzice. Zdjęcie zostało zrobione na jakimś festynie. Rudzielec lekko uśmiechnął się, poprawiając grzywkę.
-Ale ona była słodka...- odparł Gryfon, niemalże szeptem.
-Tak, tak, zawsze była słodkim dzieckiem.- od pewnego czasu przyglądał mu się Pan Granger.
-Przepraszam, nie wiedziałem...
-Nic nie szkodzi młodzieńcze. Masz do niej jakąś ważną sprawę ?
-Moja mama , nie ja.
-Powinna zaraz zejść.
-Dobrze poczekam.- powiedział Fred zupełnie zaskoczony. Szybko stanął przed schodami oczekując na Hermę. Oparł się o ścianę i zaczął nucić piosenkę Fatalnych Jędz, gdy usłyszał ciche kroki. Osoba schodząca poślizgnęła się na ostatnim stopniu, niekontrolowanie leciała w jego stronę. Rudy szybko rozszerzył ramiona, by w razie czego złapać tą osobę. Była to Hermiona, jak zawsze pachniała ogrodem pełnym malin, jej ulubionym zapachem perfum.
-O dzień dobry. Nie spodziewałem się aż tak miłego powitania.- Bliźniak chciał przytulić Kujonke, jednak ona na to nie pozwoliła.
-Po co tu przyszedłeś?- zapytała z niezbyt zachęcającym tonem.
-Porozmawiamy w Norze.
-Miałam na dziś inne plany... Fred.
-Jestem George, już mnie nie poznajesz?- odparł, posyłając jej lekko gardzące spojrzenie.
-Wybacz George.
-Poczekaj... a może jestem Fred?
-Możemy już na poważnie porozmawiać? Kimkolwiek jesteś...
-Dobrze, idź się spakować. Ron chciał jechać zamiast mnie, ale mama mu nie pozwoliła. Przecież dobrze wiemy, że się w tobie zakochał. Ale by było...- chłopak poczuł, że źle zrobił mówiąc o Ronie.
-Ładnie pachniesz!- dodał zrezygnowany, jednak dziewczyna nie usłyszała już tego komplementu.
Po małych incydentach znaleźli się w Norze.
-Hermiona.- usłyszała znajomy, kobiecy głos.- Choć szybko zaraz kolacja.- odparła Molly.
-Daj mi te walizki - Powiedział Rudzielec z uśmiechem - zaniosę je do pokoju Ginny, będziesz tam jak zawsze spać.
-Nie ja to zrobię! - od stołu oderwał się Ron.
-Weź się nie wygłupiaj, to jest zbyt ciężkie dla takiego mięczaka. Twoje wiotkie ciało nawet nie potrafi stać w jednej, prostej linii -odparł Freddie, wyrywając walizkę z rąk brata. Ginny umazana dżemem podeszła do Hermiony.
-Cześć Herma, jak minął ten miesiąc?-Fred zapatrzony w Hermione nie zauważył kiedy Ron wyrwał mu z rąk walizkę i kosz z Krzywołapem.
-Daj te walizkę idioto! Zaraz rozwalisz!- Bliźniak dogonił młodszego brata na schodach. Próbował mu wyrwać walizkę i kosz, poszło mu to z łatwością.
-Co się tak uparłeś ? Zakochany jesteś ? Mały Ronuś zakochany! Trzeba to uwiecznić nim będzie za późno.- rzekł Fred wnosząc bagaże do pokoju Ginny.
-Nie!
-Do prawdy? Bo mi się inaczej wydaje. Zostaw ją w spokoju, bo zaś ją skrzywdzisz.
-Ja jej nic nie zrobiłem!
-A wtedy w Expresie? Raczej wydawało mi się dziwne, że woli siedzieć z nami niż z przyjaciółmi.
-No bo...
-Hah, a nie mówiłem? Ronuś nie ma uczuć .
-Nie mów tak!
-Bo co? Zdzielisz mi? Już się boje! Ronald Bilius Weasley, czołowy bokser! - Po tych słowach Fred dostał w brzuch z pięści. Oddał mu w czułe miejsce z kolana i pośpiesznie wyszedł z pokoju. Rudzielec usiadł na schodach, miał tam wspaniały widok na plecy Hermiony. Nie obchodziło go to, że w każdej chwili może zejść Ron z góry i znowu mu oddać. Zamknął oczy i zanurzył się w odchłani marzeń. Jakby to było gdyby Gryfonka była z nim? Co by czuł jego młodszy brat?
Z kuchni wyszedł George, zajął miejsce obok brata.
-Co tak tam patrzysz? - odparł jego klon.
-A nic, patrze jak prezentuje się nasza kuchnia z tego miejsca.
-Brata nie okłamiesz. Czujesz coś do niej?- odparł George lekko szturchając Freddiego.
-Do... do kogo?
-To chyba oczywiste. Do Hermiony Granger, miła kujonka siedząca przy stole w naszej kuchni. Kojarzysz?
-Nic do niej nie czuje.- odpowiedział oschle.
-Dobrze, dobrze ja zostanę przy swoim. Tak romantycznie na siebie patrzyliście w pociągu. Mmmm to było takie... zacne.- George cicho wspiął się po schodach. Fred dalej obserwował plecy niewiasty. Nie wiedział co ma zrobić, by zwrócić na siebie jej uwagę. Pragnął jej bliskości.
-Dziękuje pani Weasley kolacja była smaczna. - Z kuchni wyszła brązowowłosa Hermiona razem z Molly.
-No to chciałabym Cie poprosić... Fred, idź stąd!
-Nie bądź tak nieuprzejma dla swojego syna. Mam prośbę do Hermiony. Przyjdziesz do mnie potem?-powiedział Fred ze swym szelmowskim uśmieszkiem.
-No dobrze. - rzekła zdziwiona Gryfonka. Rudzielec po woli wspiął się po schodach i wpadł do swojego pokoju. Pokój ten był tak poobwieszany różnymi projektami i zdjęciami, że nie było widać jaki kolor ma ściana. Jego bliźniak siedział na łóżku i wpatrywał się w okno.
-Patrz kto do nas zawitał! - krzyknął George.- Nie myślałem, że kiedy kolwiek przyjdą do takiej rudery.
-Kto? - Fred nie zbyt przejęty tym co mówi jego klon położył się na łóżku.
-Malfoyowie!
-COO?!
Nikt błędów nie widzi? Brak skarg? No mi to pochlebia... jednak na samych pochwałach daleko nie dojdę : d. Dedykacja dla wszystkich osób, które piszą cokolwiek. Rozwijajcie swoje słownictwo w jeszcze większym stopniu : D.
niedziela, 13 stycznia 2013
Rozdział I
Hermiona poszła do łazienki, by się ubrać. Z dołu słychać było głośne rozmowy, jednak dziewczyna bez namysłu wparowała do swojego pokoju. Uchyliła okno by wpuścić choć trochę świeżego powietrza. W oddali widniały wysokie biurowce, które delikatnie mierzwiły powierzchnię chmur. Małe samochody, niczym mrówki, przebijały się przez wielkie miasto. Od London Eye odbijały się ciepłe promyki słońca, które lekko drażniło brązową tęczówkę Kujonki. Kawałek dalej cicho majaczył Big ben. Właśnie wybiła godzina 10.
Drzwi młodej Gryfonki momentalnie się otworzyły, a stała w nich sama pani Granger.
-Córeczko, masz gościa. Czeka na ciebie na dole. Podobno ma jakąś ważną sprawę.
-Tak, już idę. - Herma szybko zbiegła po schodach. Poślizgnęła się na ostatnim stopniu i poleciała w stronę Rudego chłopaka. On w ostatniej chwili zorientował się, o co tu chodzi. Szeroko rozwarł ramiona, a dziewczyna wpadła na niego. Był to któryś z Bliźniaków Państwa Weasley, ale Hermiona nigdy ich nie rozróżniała.
-O dzień dobry. Nie spodziewałem się aż tak miłego powitania.- Rudzielec powoli zaczął ją"obwiązywać" swoimi ramionami, jednak dziewczyna od razu uwolniła się.
-Po co tu przyszedłeś?- odparła oschle.
-Porozmawiamy w Norze.
-Miałam na dziś inne plany... Fred.
-Jestem George, już mnie nie poznajesz?- odparł, posyłając jej lekko gardzące spojrzenie.
-Wybacz George.
-Poczekaj... a może jestem Fred?
-Możemy już na poważnie porozmawiać? Kimkolwiek jesteś...
-Dobrze, idź się spakować. Ron chciał jechać zamiast mnie, ale mama mu nie pozwoliła. Przecież dobrze wiemy, że się w tobie zakochał. Ale by było...
Dziewczyna zlekceważyła wypowiedź któregoś z Bliźniaków i wspięła się po schodach. Przechodząc obok łazienki zauważyła mamę. Poszła jej wszystko opowiedzieć. Jak to mama młodej Granger'ówny po lekkim zawahaniu zgodziła się. Niechętnie pakując się, myślała po co ma się zjawić w Norze. Naprawdę nie chciała postawić tam swojej stopy. Ostatnie dni w Hogwarcie były okropne. Ron był zbyt blisko niej, ona jako nieśmiała dziewczyna nie lubiła tego. On wydawał się jej po prostu bliskim przyjacielem. Jednak Ron oczekiwał czegoś więcej. Od ich pierwszego spotkania na King's Cross bardzo go lubiła, lecz nigdy nie darzyła go jakimś większym uczuciem.
Spakowała wszystko co miała z potrzebnych rzeczy do szkoły oraz inne podstawowe rzeczy. `Gdybym mogła używać już czarów było by o wiele szybciej` pomyślała. Pochwyciła zdjęcia z blatu biurka. Chciała je wszystkie zapakować, by móc wspominać młode lata i swoich przyjaciół. Zatrzymała się na jednym z nich, dokładnie przyglądając się mu. Stała tak przez dłuższą chwilę, nie zastanawiając się ile czasu już minęło. Niespodziewanie drzwi otworzyły się, jednak dziewczyna nawet nie zareagowała.
-Kobieto ile można? Wiedziałem, że wy musicie zabrać te wszystkie swoje rzeczy ale nie wiedziałem...- marudzący bliźniak nie zauważył stojącej za nim Hermy. Wpadł na nią i wytrącił jej zdjęcie z rąk. Magiczne postacie zaczęły się niekontrolowanie przemieszczać, krzyczeć. Szklana ramka spadła z wielkim hukiem na ziemię, drobinki szkła poleciały we wszystkie strony.
-Oj Hermiono przepraszam, nie zauważyłem Cię. - rudzielec nachylił się by podnieść rozbitą ramkę, Herma zrobiła to samo. Ledwo sięgnęła ręką po zdjęcie gdy poczuła ciepły dotyk. Fred omylnie chwycił jej rękę zamiast szkła. Kujonka lekko się zarumieniła, miała jednak nadzieje, że on tego nie zauważył. Szybko odwróciła się... za szybko. Zbyt gwałtowny obrót spowodował, że straciła równowagę i wylądowała pod biurkiem.
-Ty niezdaro , podaj mi rękę. Jeszcze raz przepraszam za to zdjęcie, nie wiedziałem, że stoisz tak blisko.
-Nic się nie stało. Możemy już jechać? - powiedziała dość arogancko.
-Dobrze.- Hermiona podała bliźniakowi koszyk z Krzywołapem, sama zaś chwyciła walizkę. Bliźniak musiał pomóc jej na schodach. Niechcący wypuścił z rąk koszyk z kotem, który sturlał się na sam dół. Czarownica wybuchła śmiechem. Nie myślący rudzielec pobiegł na dół po koszyk. Ona próbowała chwycić walizkę, lecz nie zdążyła. Walizka z ogromnym hałasem spadała po schodach na niczego nieświadomego bliźniaka. To wszystko działo się zbyt szybko by mógł zareagować. Był już na dole gdy poczuł ogromny ból. `Matko boska, co ona tam nosi?`. Z braku sił osunął się na ziemię, krew małymi strumyczkami wydobywała się z nosa.
-Nic Ci nie jest? Fred? FRED?! - on jej nie słyszał. Nie mógł oderwać się od jej oczu. Brązowe tęczówki wlepiały się w niego ze złością.
-Coś mówiłaś?
-Tak... Leci cie krew z nosa. Choć do kuchni, trzeba Cię opatrzyć.
-A będziesz tak miła i mnie poniesiesz, Hermiono? Ja Cię tak łaaaadnie proszę.
-Czy Ciebie pogięło? Jesteś zbyt ciężki.
-Ale Hermiono... Mnie strasznie boli nosek.- odparł, zakrywając twarz ręką.
-Coś mi się zdaje, że chodzisz za pomocą nóg.- Gryfonka już stała w drzwiach kuchni, lecz młody Weasley nadal siedział na schodach, trzymając się za opuchły nos. Pokazała mu zachęcająco, że ma podejść, jednak on się nie ruszył. Wolała nie czekać, więc poszła do kuchni po gazę. Pomyślała, że może mu się zrobić słabo, więc wyjęła z szafy szklankę, napełniła ją po same brzegi zimną wodą. Bliźniak powitał ją swoim zawadiackim uśmiechem i przenikliwym wzrokiem. Herma usiadła obok niego, delikatnie podłożyła gazę pod nos, po czym podała mu pełną szklankę.
-Jeszcze coś zrobisz zanim dojdziemy? - dziewczyna cicho parsknęła śmiechem.
-Mam nadzieje, że nie. Zrobiło się już dość późno. Idź się pożegnaj z rodzicami, ja w tym czasie zaniosę walizkę i Krzywołapa.- Hermiona ruszyła w przeciwną stronę, szybko znalazła się na przeciw drzwi do gabinetu ojca. Pan Granger siedział na obrotowym krześle, natomiast jego żona na biurku.
-Mamo , Tato... Jadę do Nory, nie wiem kiedy wrócę.
-Będziemy do ciebie codziennie pisać słonko.- powiedziała uparcie jej matka.
-Mamo, mam już 13 lat. Umiem o siebie zadbać.
-Dobrze, to co cztery dni, pasuje ?
-Okay.- Hermiona przytuliła się do mamy po czym poszła do taty.
-Nie przejmuj się matką, bardzo się o Ciebie martwi. Postaram się ją powstrzymać od wysyłania tak często listów.- wyszeptał pan Granger.
-To Żegnajcie!
-Będziemy tęsknić.- Gryfonka poszła do salonu gdzie oczekiwał na nią Rudzielec. Zniecierpliwiony opierał się o ścianę i nucił coś pod nosem.
-Gotowa ?
-Tak.
-Chwyć mnie za rękę i za nic nie puszczaj. Przetransportujemy się do Nory za pomocą proszka Fiuu. Weź Krzywołapa ja wezmę walizkę. - Po tych słowach Fred wyjął z kieszeni zielone pudełko z napisem "Proszek Fiuu , Szybkie podróże między kominkowe" i krzyknął "Nora!". Widzieli wiele czarodziejskich salonów, lecz nie było czasu im się przyjrzeć. Każdy widzieli tylko przez mały ułamek sekundy. Po chwili wylądowali przed kanapą w domu Weasley'ów, domu tak bardzo jej znanym. Wracała tu na każde wakacje, nie raz święta. Uwielbiała to miejsce, miała tu bowiem swoich przyjaciół. Uważała Norę za trzeci dom.
Cała rodzina Weasley'ów siedziała w kuchni, wyczekując na coś.
-Hermiona.- usłyszała znajomy, kobiecy głos.- Choć szybko zaraz kolacja.- Odparła gospodyni domu, Molly.
-Daj mi te walizki - Powiedział Rudzielec z uśmiechem - zaniosę je do pokoju Ginny, będziesz tam jak zawsze spać.
-Nie ja to zrobię! - od stołu oderwał się Ron.
-Weź się nie wygłupiaj, to jest zbyt ciężkie dla takiego mięczaka. Twoje wiotkie ciało nawet nie potrafi stać w jednej, prostej linii -odparł Freddie, wyrywając walizkę z rąk brata. Ginny umazana dżemem podeszła do Hermiony.
-Cześć Herma, jak minął ten miesiąc?
-Znakomicie, tylko nie wiem po co mnie tu tak wcześnie sprowadziliście.
-Mama ma do ciebie sprawę. Nikomu nie chce zdradzić o co chodzi. Podobno bardzo ważna.
-Daj tą walizkę idioto! Zaraz zepsujesz! - dochodziły odgłosy kłótni chłopaków na schodach. Hermiona podreptała za Ginny do stołu i zajadała się pyszną kolacją. Pani Weasley zawsze robiła dobre jedzenie, można by powiedzieć, że najlepsze. Po dobrych 5 minutach przyszli Weasley'owie, którzy kłócili się o walizkę młodej Gryfonki.
-Hermiono najedz się do syta, wymarniałaś przez ten miesiąc. Po kolacji chcę Cię widzieć u mnie w pokoju.- Powiedziała Molly wymachując delikatnie różdżka. Talerze za pomocą magi, poruszały się po całej kuchni.
-Dobrze pani Weasley.- odparła Kujonka, zabierając się za naleśniki.
Jestem ciekawa, czy w ogóle ktoś to czyta... w takim razie byłabym wdzięczna za komentarze xd. Dedykacja dla wszystkich 'nowych' czytelników oraz dla tych 'starych' : D
Drzwi młodej Gryfonki momentalnie się otworzyły, a stała w nich sama pani Granger.
-Córeczko, masz gościa. Czeka na ciebie na dole. Podobno ma jakąś ważną sprawę.
-Tak, już idę. - Herma szybko zbiegła po schodach. Poślizgnęła się na ostatnim stopniu i poleciała w stronę Rudego chłopaka. On w ostatniej chwili zorientował się, o co tu chodzi. Szeroko rozwarł ramiona, a dziewczyna wpadła na niego. Był to któryś z Bliźniaków Państwa Weasley, ale Hermiona nigdy ich nie rozróżniała.
-O dzień dobry. Nie spodziewałem się aż tak miłego powitania.- Rudzielec powoli zaczął ją"obwiązywać" swoimi ramionami, jednak dziewczyna od razu uwolniła się.
-Po co tu przyszedłeś?- odparła oschle.
-Porozmawiamy w Norze.
-Miałam na dziś inne plany... Fred.
-Jestem George, już mnie nie poznajesz?- odparł, posyłając jej lekko gardzące spojrzenie.
-Wybacz George.
-Poczekaj... a może jestem Fred?
-Możemy już na poważnie porozmawiać? Kimkolwiek jesteś...
-Dobrze, idź się spakować. Ron chciał jechać zamiast mnie, ale mama mu nie pozwoliła. Przecież dobrze wiemy, że się w tobie zakochał. Ale by było...
Dziewczyna zlekceważyła wypowiedź któregoś z Bliźniaków i wspięła się po schodach. Przechodząc obok łazienki zauważyła mamę. Poszła jej wszystko opowiedzieć. Jak to mama młodej Granger'ówny po lekkim zawahaniu zgodziła się. Niechętnie pakując się, myślała po co ma się zjawić w Norze. Naprawdę nie chciała postawić tam swojej stopy. Ostatnie dni w Hogwarcie były okropne. Ron był zbyt blisko niej, ona jako nieśmiała dziewczyna nie lubiła tego. On wydawał się jej po prostu bliskim przyjacielem. Jednak Ron oczekiwał czegoś więcej. Od ich pierwszego spotkania na King's Cross bardzo go lubiła, lecz nigdy nie darzyła go jakimś większym uczuciem.
Spakowała wszystko co miała z potrzebnych rzeczy do szkoły oraz inne podstawowe rzeczy. `Gdybym mogła używać już czarów było by o wiele szybciej` pomyślała. Pochwyciła zdjęcia z blatu biurka. Chciała je wszystkie zapakować, by móc wspominać młode lata i swoich przyjaciół. Zatrzymała się na jednym z nich, dokładnie przyglądając się mu. Stała tak przez dłuższą chwilę, nie zastanawiając się ile czasu już minęło. Niespodziewanie drzwi otworzyły się, jednak dziewczyna nawet nie zareagowała.
-Kobieto ile można? Wiedziałem, że wy musicie zabrać te wszystkie swoje rzeczy ale nie wiedziałem...- marudzący bliźniak nie zauważył stojącej za nim Hermy. Wpadł na nią i wytrącił jej zdjęcie z rąk. Magiczne postacie zaczęły się niekontrolowanie przemieszczać, krzyczeć. Szklana ramka spadła z wielkim hukiem na ziemię, drobinki szkła poleciały we wszystkie strony.
-Oj Hermiono przepraszam, nie zauważyłem Cię. - rudzielec nachylił się by podnieść rozbitą ramkę, Herma zrobiła to samo. Ledwo sięgnęła ręką po zdjęcie gdy poczuła ciepły dotyk. Fred omylnie chwycił jej rękę zamiast szkła. Kujonka lekko się zarumieniła, miała jednak nadzieje, że on tego nie zauważył. Szybko odwróciła się... za szybko. Zbyt gwałtowny obrót spowodował, że straciła równowagę i wylądowała pod biurkiem.
-Ty niezdaro , podaj mi rękę. Jeszcze raz przepraszam za to zdjęcie, nie wiedziałem, że stoisz tak blisko.
-Nic się nie stało. Możemy już jechać? - powiedziała dość arogancko.
-Dobrze.- Hermiona podała bliźniakowi koszyk z Krzywołapem, sama zaś chwyciła walizkę. Bliźniak musiał pomóc jej na schodach. Niechcący wypuścił z rąk koszyk z kotem, który sturlał się na sam dół. Czarownica wybuchła śmiechem. Nie myślący rudzielec pobiegł na dół po koszyk. Ona próbowała chwycić walizkę, lecz nie zdążyła. Walizka z ogromnym hałasem spadała po schodach na niczego nieświadomego bliźniaka. To wszystko działo się zbyt szybko by mógł zareagować. Był już na dole gdy poczuł ogromny ból. `Matko boska, co ona tam nosi?`. Z braku sił osunął się na ziemię, krew małymi strumyczkami wydobywała się z nosa.
-Nic Ci nie jest? Fred? FRED?! - on jej nie słyszał. Nie mógł oderwać się od jej oczu. Brązowe tęczówki wlepiały się w niego ze złością.
-Coś mówiłaś?
-Tak... Leci cie krew z nosa. Choć do kuchni, trzeba Cię opatrzyć.
-A będziesz tak miła i mnie poniesiesz, Hermiono? Ja Cię tak łaaaadnie proszę.
-Czy Ciebie pogięło? Jesteś zbyt ciężki.
-Ale Hermiono... Mnie strasznie boli nosek.- odparł, zakrywając twarz ręką.
-Coś mi się zdaje, że chodzisz za pomocą nóg.- Gryfonka już stała w drzwiach kuchni, lecz młody Weasley nadal siedział na schodach, trzymając się za opuchły nos. Pokazała mu zachęcająco, że ma podejść, jednak on się nie ruszył. Wolała nie czekać, więc poszła do kuchni po gazę. Pomyślała, że może mu się zrobić słabo, więc wyjęła z szafy szklankę, napełniła ją po same brzegi zimną wodą. Bliźniak powitał ją swoim zawadiackim uśmiechem i przenikliwym wzrokiem. Herma usiadła obok niego, delikatnie podłożyła gazę pod nos, po czym podała mu pełną szklankę.
-Jeszcze coś zrobisz zanim dojdziemy? - dziewczyna cicho parsknęła śmiechem.
-Mam nadzieje, że nie. Zrobiło się już dość późno. Idź się pożegnaj z rodzicami, ja w tym czasie zaniosę walizkę i Krzywołapa.- Hermiona ruszyła w przeciwną stronę, szybko znalazła się na przeciw drzwi do gabinetu ojca. Pan Granger siedział na obrotowym krześle, natomiast jego żona na biurku.
-Mamo , Tato... Jadę do Nory, nie wiem kiedy wrócę.
-Będziemy do ciebie codziennie pisać słonko.- powiedziała uparcie jej matka.
-Mamo, mam już 13 lat. Umiem o siebie zadbać.
-Dobrze, to co cztery dni, pasuje ?
-Okay.- Hermiona przytuliła się do mamy po czym poszła do taty.
-Nie przejmuj się matką, bardzo się o Ciebie martwi. Postaram się ją powstrzymać od wysyłania tak często listów.- wyszeptał pan Granger.
-To Żegnajcie!
-Będziemy tęsknić.- Gryfonka poszła do salonu gdzie oczekiwał na nią Rudzielec. Zniecierpliwiony opierał się o ścianę i nucił coś pod nosem.
-Gotowa ?
-Tak.
-Chwyć mnie za rękę i za nic nie puszczaj. Przetransportujemy się do Nory za pomocą proszka Fiuu. Weź Krzywołapa ja wezmę walizkę. - Po tych słowach Fred wyjął z kieszeni zielone pudełko z napisem "Proszek Fiuu , Szybkie podróże między kominkowe" i krzyknął "Nora!". Widzieli wiele czarodziejskich salonów, lecz nie było czasu im się przyjrzeć. Każdy widzieli tylko przez mały ułamek sekundy. Po chwili wylądowali przed kanapą w domu Weasley'ów, domu tak bardzo jej znanym. Wracała tu na każde wakacje, nie raz święta. Uwielbiała to miejsce, miała tu bowiem swoich przyjaciół. Uważała Norę za trzeci dom.
Cała rodzina Weasley'ów siedziała w kuchni, wyczekując na coś.
-Hermiona.- usłyszała znajomy, kobiecy głos.- Choć szybko zaraz kolacja.- Odparła gospodyni domu, Molly.
-Daj mi te walizki - Powiedział Rudzielec z uśmiechem - zaniosę je do pokoju Ginny, będziesz tam jak zawsze spać.
-Nie ja to zrobię! - od stołu oderwał się Ron.
-Weź się nie wygłupiaj, to jest zbyt ciężkie dla takiego mięczaka. Twoje wiotkie ciało nawet nie potrafi stać w jednej, prostej linii -odparł Freddie, wyrywając walizkę z rąk brata. Ginny umazana dżemem podeszła do Hermiony.
-Cześć Herma, jak minął ten miesiąc?
-Znakomicie, tylko nie wiem po co mnie tu tak wcześnie sprowadziliście.
-Mama ma do ciebie sprawę. Nikomu nie chce zdradzić o co chodzi. Podobno bardzo ważna.
-Daj tą walizkę idioto! Zaraz zepsujesz! - dochodziły odgłosy kłótni chłopaków na schodach. Hermiona podreptała za Ginny do stołu i zajadała się pyszną kolacją. Pani Weasley zawsze robiła dobre jedzenie, można by powiedzieć, że najlepsze. Po dobrych 5 minutach przyszli Weasley'owie, którzy kłócili się o walizkę młodej Gryfonki.
-Hermiono najedz się do syta, wymarniałaś przez ten miesiąc. Po kolacji chcę Cię widzieć u mnie w pokoju.- Powiedziała Molly wymachując delikatnie różdżka. Talerze za pomocą magi, poruszały się po całej kuchni.
-Dobrze pani Weasley.- odparła Kujonka, zabierając się za naleśniki.
Jestem ciekawa, czy w ogóle ktoś to czyta... w takim razie byłabym wdzięczna za komentarze xd. Dedykacja dla wszystkich 'nowych' czytelników oraz dla tych 'starych' : D
Prolog.
Na przedmieściach Londynu mieszkała młoda Gryfonka- Hermiona Granger. Właśnie śniła o swoim drugim domu, Hogwarcie. Pragnęła już tam być, u boku swoich wiernych przyjaciół. Wakacje bardzo jej się dłużyły, a do ich końca został jeszcze ponad miesiąc. Postanowiła wybrać się dziś na Pokątną, by zakupić wszystkie potrzebne rzeczy w jej magicznej szkole. Zaczynała bowiem już trzeci rok. Bardzo dobrze się uczyła, była ulubienicą prawie wszystkich nauczycieli. Razem ze swoimi przyjaciółmi miała niezwykłe przygody.
Gdy obudziła się, delikatnie rozprostowała ciało i usiadła na łóżku. Jej oczy powędrowały w stronę jednej z szafek, na której stały różne zdjęcia. Te mugolskie, jak i czarodziejskie. Jedno z nich przedstawiało chłopca ubranego w strój do Quidditcha, o barwach czerwony-złotych. Szybko przelatuje na swej miotle, od lewego, do prawego końca zdjęcia. Co jakiś czas znika na obrzeżach, jednak po chwili wraca. Nie raz staje i szeroko uśmiechając się, macha w stronę soczewki aparatu. Na drugim zdjęciu, Rudy chłopczyk goni swojego szczura po całym salonie Gryffindoru. Szare stworzenie nie daje się złapać, wręcz chce uciec. Zmęczony chłopak siada na starym fotelu, a szczur od razu wspina się mu na nogi. Już przymierza swą mała dłoń by lekko popieścić futrzaka, gdy ten w popłochu ucieka. Gonitwa zaczyna się od nowa, a to wszystko trwa w nieskończoność. Na kolejnej fotografii jakaś dziewczynka uparcie wertuje kartki zakurzonej książki. Poddając się, głośno zamyka wielki tom i opada na oparcie krzesła. Niespostrzeżenie ktoś zrzuca księgę z dębowej ławy. Dziewczyna ogląda się we wszystkie strony, a od tyłu przytula ją jakiś chłopak. Jego włosy były "płomienne", dość rzadko spotykany kolor czupryny. Oderwała od siebie Rudzielca, lecz ten nic sobie z tego nie zrobił.
Te trzy zdjęcia łączyło coś więcej niż ta cała magia. Razem tworzyły jakąś całość, coś przyciągało je do siebie. Emitowało od nich pozytywną energią, nastrojem. Czegoś takiego nie rozwaliłaby zwykła kłótnia. To po prostu jest prawdziwa przyjaźń, za którą się tęskni, ubolewa nad jej stratą.
Hermiona pościeliła łóżko i ubrała się. Jej kobieca intuicja podpowiadała jej, że nie będzie to zwykły dzień. Czuła, że ktoś ją odwiedzi, ktoś kto kiedyś naprawdę odmieni całe jej życie...
Prolog dość krótki, byłabym wdzięczna za szczere komentarze. Wytykajcie błędy xd. Jutro powinnam dodać kolejny rozdział. Dedykacja dla ~ Cece♥, to ona przebłagała mnie, bym w końcu to wszystko opublikowała. Również dedykuje ten prolog wam, pierwszym czytelnikom :D.
Gdy obudziła się, delikatnie rozprostowała ciało i usiadła na łóżku. Jej oczy powędrowały w stronę jednej z szafek, na której stały różne zdjęcia. Te mugolskie, jak i czarodziejskie. Jedno z nich przedstawiało chłopca ubranego w strój do Quidditcha, o barwach czerwony-złotych. Szybko przelatuje na swej miotle, od lewego, do prawego końca zdjęcia. Co jakiś czas znika na obrzeżach, jednak po chwili wraca. Nie raz staje i szeroko uśmiechając się, macha w stronę soczewki aparatu. Na drugim zdjęciu, Rudy chłopczyk goni swojego szczura po całym salonie Gryffindoru. Szare stworzenie nie daje się złapać, wręcz chce uciec. Zmęczony chłopak siada na starym fotelu, a szczur od razu wspina się mu na nogi. Już przymierza swą mała dłoń by lekko popieścić futrzaka, gdy ten w popłochu ucieka. Gonitwa zaczyna się od nowa, a to wszystko trwa w nieskończoność. Na kolejnej fotografii jakaś dziewczynka uparcie wertuje kartki zakurzonej książki. Poddając się, głośno zamyka wielki tom i opada na oparcie krzesła. Niespostrzeżenie ktoś zrzuca księgę z dębowej ławy. Dziewczyna ogląda się we wszystkie strony, a od tyłu przytula ją jakiś chłopak. Jego włosy były "płomienne", dość rzadko spotykany kolor czupryny. Oderwała od siebie Rudzielca, lecz ten nic sobie z tego nie zrobił.
Te trzy zdjęcia łączyło coś więcej niż ta cała magia. Razem tworzyły jakąś całość, coś przyciągało je do siebie. Emitowało od nich pozytywną energią, nastrojem. Czegoś takiego nie rozwaliłaby zwykła kłótnia. To po prostu jest prawdziwa przyjaźń, za którą się tęskni, ubolewa nad jej stratą.
Hermiona pościeliła łóżko i ubrała się. Jej kobieca intuicja podpowiadała jej, że nie będzie to zwykły dzień. Czuła, że ktoś ją odwiedzi, ktoś kto kiedyś naprawdę odmieni całe jej życie...
Prolog dość krótki, byłabym wdzięczna za szczere komentarze. Wytykajcie błędy xd. Jutro powinnam dodać kolejny rozdział. Dedykacja dla ~ Cece♥, to ona przebłagała mnie, bym w końcu to wszystko opublikowała. Również dedykuje ten prolog wam, pierwszym czytelnikom :D.
Subskrybuj:
Posty (Atom)