poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział IX

Minęło parę dni zanim wszyscy zapomnieli o dziwnym napadzie Hermiony. Sama jednak myślała nad tym godzinami, śledziła częstość napadów. Po pewnym czasie, gdy już nie mogła znaleźć nowych tropów po prostu odpuściła. Nie reagowała już na nowe artykuły w Proroku Codziennym, wyrzuciła swój notatnik z przemyśleniami. Postanowiła znowu spędzać czas z Bliźniakami i Ginny. W wolnych chwilach pomagała pani Weasley przy codziennych pracach domowych jak i ogrodowych. Obserwowała również prace Bliźniaków nad ich nowym wynalazkiem. Wszystko powoli wracało do normy. Jednak w najbliższym czasie te przeżycia miały zostać zsunięte na drugi plan przez kolejne, dziwne zdarzenie.

Pewnego sierpniowego jak i upalnego dnia, Hermiona w końcu miała wypełnić zadanie, które na początku wakacji dostała od Molly. Polegało ono na tym, by młoda Gryfonka pod eskortą Ginny i Bliźniaków zakupiła wszystkie potrzebne przedmioty do Hogwartu. Dziewczyny zaczęły od apteki, gdzie kupiły odpowiednie składniki na eliksiry. W tym samym czasie Bliźniacy wybrali się do sklepu z magicznymi gadżetami Gambola i Japesa. Gdy każdy z osobna zdobył już to co chciał, podążyli razem do lodziarni. Zamówili 4 duże porcje lodów i napawali się nimi w przyjemnym oraz delikatnym blasku słońca.

-Jeszcze tylko 2,5 tygodnia i znajdziemy się znów w Hogwarcie!- wypiszczała podekscytowana Hermiona.- Znów powróci ciężka nauka! Radziłabym wam od razu po powrocie do domu zacząć przeglądać nowe książki. Zawsze znajdzie się coś fascynującego, co...- brązowowłosa przerwała, gdyż w jej kierunku z zawrotną prędkością leciała dość spora piłka. Dziewczyna szybko się schyliła, jednak i tak nie obroniło ją to przed bolesnym ciosem. Piłka odbiła się od głowy Hermy po czym wleciała do przeciwległej miski z lodami. Na twarzach i ubraniach Hogwartczyków pojawiły się czekoladowo-truskawkowe smugi.

-Ja... ja bardzo przepraszam...- powiedział mały chłopiec, na oko 7-latek.- To przez przypadek.

-Oj, nie martw się.-odparła Ginny, ocierając z czoła lody czekoladowe- Nic się nie stało.

-Łap piłkę i leć innych obsmarowywać lodami.- dodał z uśmiechem Fred. Mały chłopiec pomachał im na pożegnanie po czym pognał w dalszą podróż.

-Zaraz wrócę, pójdę obmyć trochę twarz.- Hermiona wstała i podążyła do toalety wewnątrz lokalu. Ubikację przeszywał ładny, różany zapach, który idealnie współgrał z różowym wnętrzem. Dziewczyna wzięła jedną chusteczkę i lekko ją zamoczyła pod kranem. Przemyła sobie twarz raz, dwa, albo i trzy razy. Gdy ostatni raz spojrzała w lustro by poprawić włosy, coś zamigotało po lewej stronie umywalki. W tym samym miejscu gdzie młoda Gryfonka przed chwilą trzymała rękę pojawiło się małe, srebrzyste pudełeczko. Miona bez zastanowienia chwyciła je i obejrzała dokładnie. Na wieczku widniały prawie niewidzialne napisy wyszyte białą nitką. "Bo jeśli za kimś tęsknisz od lat, otwórz mnie a nie ujrzysz wad.". Kujonka od razu pomyślała o swej zmarłej siostrze. Coś ciągnęło ją do tego by podnieść wieczko małego pudełeczka, jednak również coś zniechęcało ją. Chciała w końcu nie widzieć wad w śmierci siostry, lecz wydawało się to trochę dziwne. Nigdy przedtem nie słyszała o sposobie cofnięcia się w czasie, a szczególnie w tak dziwny sposób. Jednak chęć zobaczenia znów siostry była silniejsza i młoda Gryfonka otworzyła pudełko.
Herma zaraz po dotknięciu wieczka poczuła silne szarpnięcie. 

Znalazła się na dużej polance pokrytej majestatycznymi tulipanami o różnych odcieniach. Parę metrów od niej bawiły się dwie dziewczynki, obie niemal identyczne. Różniły się tylko kolorem bluzek, chyba po to, by rodzice mogli je bez problemu odróżnić. Co chwilę jedna z nich wyrywała kwiat, by następnie wyrzucić jego płatki w powietrze. W ten sposób tworzyły piękną, kolorową serpentynę, która ciągnęła się za nimi. W pewnym momencie dziewczynka idąca na przedzie omyłkowo postawiła stopę i poleciała do przodu. Druga nie zdążyła zatrzymać się, przez co wylądowała na plecach swej towarzyszki. 

-Hermiono! Rose!- zabrzmiał wysoki, kobiecy głos.- Wracać mi tu natychmiast!- dziewczynki szybko się podniosły, a Herma znów poczuła szarpniecie, tylko że teraz dwa razy silniejsze.

Tym razem wylądowała przed swoim domem. Szybko go rozpoznała, po położeniu doniczek i innych ogrodowych ozdób. Te same dziewczynki tylko trochę starsze bawiły się lalkami. Jedna z nich udawała, że jej lalka to światowej klasy supermodelka, druga natomiast tylko potrząsała swą lalką. Robiła to tak brutalnie, że w pewnym momencie szmaciana główka odpadła od reszty tułowia. Posiadaczka owej lalki zaczęła płakać, a druga dziewczynka szybko odwróciła głowę w jej stronę.

-Psiestan plakac. Mama ulatuje lalke.- powiedziała i mocno ją przytuliła. Starszej Hermionie ugięły się kolana, znalazła się na ziemi. Obserwowała z daleka jak jej własna matka wnosi ją i jej siostrę do domu. Mama patrzyła w jej stronę, lecz Kujonka czuła, że to spojrzenie przez nią przenika. Do oczu napływały jej łzy, jednak ona nie pozwalała im spłynąć po rozgrzanych policzkach. Skuliła się na ziemi i przyciągnęła kolana do brzucha. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła znalazła się w zupełnie innym miejscu. 

Pokój, w którym teraz przebywała skulona Gryfonka był cały w bieli. Za oknem słychać było szum jeżdżących aut, za pewnie nie znajdowały się one bliżej jak 10 pięter niżej. Na łóżku leżała 8-letnia Rose, do której zostały poprzyczepiane różne urządzenia medyczne. Przy niej siedziała najbliższa rodzina, to znaczy, rodzice i siostra. Przez mały wenflon w prawej ręce dziewczyny wpływał jakiś jaskrawożółty płyn. Brązowowłosa powoli wstała po czym przyjrzała się twarzy młodszej siostry. Była ona bardzo blada, zapadnięta, a usta nie były aż tak nasycone czerwienią. Następnie spojrzała na urządzenie monitorujące prace serca. Działało ono poprawieni - a bynajmniej tak się wydawało Hermionie. Nagle łagodne fale przedstawiające zarys pracy serca znikły, pojawiła się zwykła, pozioma linia. Urządzenia zaczęły przeraźliwie piszczeć, do pokoju wbiegły pielęgniarki. Wyrzuciły całą rodzinę za szklaną ścianę, a same zaczęły reanimację. Matka Rose waliła z całej siły w ścianę i coś krzyczała. Jej mąż próbował ją odciągnąć, jednak ona nie dawała za wygraną. Uderzała raz za razem w gładką tafle szyby, wykrzykiwała pojedyncze słowa. Trwało to aż do momentu, kiedy zrezygnowane pielęgniarki przestały reanimować dziewczynkę i naciągnęły na jej głowę prześcieradło. Przerażona Miona przez cały czas stała jak wryta. W końcu dała za wygraną, pozwoliła łzą spokojnie płynąć. Zrezygnowana oparła się o ścianę. Przycisnęła ręce do uszu, by nie słyszeć krzyków pani Granger. Powoli zamknęła oczy, po czym odpłynęła. Gdy się obudziła, nadgarstki miała tak zesztywniałe, że sama ich nie mogła wyprostować. Rozluźniła mięśnie i po mniej więcej 10 minutach mogła ruszyć nadgarstki. Odsunęła więc ręce od bolących uszu i usłyszała śpiew...

Śpiew skrzypka, który grał jakąś pogrzebową pieśń. Mała trumna znajdowała się już w idealnym dla niej dole, dwaj mężczyźni chwycili się za łopaty i zaczęli zakopywać dół. Gdy skończyli, skrzypek zamilkł, a reszta ludzi rozeszła się. Została tylko ona. Młoda, 8-letnia Hermiona, ubrana w przewiewną, czarną sukienkę za kolana. W prawej ręce trzymała czerwoną różę. Przyklękła na chwilę przed miejscem zakopania trumny i złożyła ręce do modlitwy. Łzy spadające głucho na zimną ziemię wytworzyły małe wgłębienia. Gdy dziewczynka skończyła się modlić delikatnie położyła różę na rozkopanym terenie. Ostatnia łza opadła na główkę kwiatu, lekko go rozświtlając. Odwróciła się na pięcie i szybko pobiegła do rodziców. Starsza Herma poczuła lekkie szarpnięcie i znalazła się znowu w łazience.

Oczy miała czerwone i lekko podkrążone. Po policzkach nadal spływały łzy, jednak Kujonka ich nie ścierała. Chciała znaleźć pudełko by zabrać je ze sobą, lecz jego nigdzie nie było. Podniosła więc torebkę i wybiegła szybko z łazienki. Jej przyjaciele gawędzili wesoło, jednak gdy ją zobaczyli to zamarli. Uśmiechy spełzły im ze twarzy, wykładali do niej ręce w geście skruchy bądź współczucia. Pierwszy objął ją Fred, przy czym otarł jej poliki chusteczką. Wszyscy mówili coś do niej. Cicho, łagodnie, spokojnie. Jednak ona ich nie słyszała, albo raczej nie chciała słyszeć. Przez to jedno, głupie pudełko przypomniała sobie śmierć swej siostry. Tą, o której każdego dnia próbowała zapomnieć. Przypomniała sobie też niektóre wspólne chwile z Rose. Te, o których zawsze próbowała pamiętać. Jednak czy to zmieniło jej postępowanie czy może tok rozumowania? Nie... Nadal nie mogła uwierzyć, że jej siostra umarła. Miała nadzieje, że zaraz przyjdzie tu i ją przytuli. Chciała zamienić z nią choćby jeszcze jedno słowo. Lecz to wszystko było nie możliwe, nie realne. Musiała pogodzić się z tym bólem i iść z nim dalej, dalej przed siebie. Aż w końcu dojdzie do czasów, gdzie nie będzie zasmucać się śmiercią swej siostry, gdyż ona będzie obok niej. Obok...
Na zawsze.


Jak to w każdym poście, przepraszam za tak długą przerwę. Od jakiegoś czasu ułożyłam sobie fabułę tego rozdziału, jednak nie umiałam go napisać... Siedziałam po 2-3 godziny z napisanymi 3 zdaniami i na tym się kończyło. Ale chyba odpłaciłam się długością, prawda? :D Mam nadzieję, że choć ktoś przeczyta to do końca i przypadnie mu to do gustu. 
Gorące pozdrowienia, Asia :3