sobota, 25 maja 2013

Rozdział VI

-Co to ma znaczyć?- zapytał zdziwiony Rudzielec.
-To, że kiedyś miałam siostrę Bliźniaczkę... jednak umarła na raka. Miała na imię Rose.
-Przepraszam...- odparł, mocno przytulając się do Hermiony.- Nie wiedziałem... Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?
-Nikt o tym nie wie, nie ma czym się chwalić. Całe szczęście, że ja też nie odziedziczyłam tego... bo również mogłabym nie żyć.
-Nie mów tak. Ważne jest to, że jesteś tutaj i to przy mnie. Moje życie byłoby mniej kolorowe bez Ciebie, moja Myszko.- powiedział Fred, jeszcze mocniej obejmując dziewczynę.- I nie myśl już o tym.- dodał po chwili. Na twarzy Miony po raz kolejny tego dnia zabłysły łzy. Pamiętała swoją siostrę tylko ze wspólnego podwórka, wspólnych zabaw i gier. Tęskniła za nią każdego dnia, chciałaby to wszystko przydarzyło się jej,  a nie Rose. Nie raz pragnęła cofnąć czas, by jeszcze raz spotkać swą siostrę.
Rudy delikatnie otarł te łzy spływające głucho po jej czerwonych policzkach.- Nie płacz Złotko. Takie jest życie...
-Wybacz mi moje zachowanie, nigdy o tym nikomu nie mówiłam.
-I nie będziesz musiała. A teraz uśmiechnij się, nie warto wspominać przeszłość, patrz na teraźniejszość. Piękne niebo, prawda?- Fred delikatnie opadł na trawę i spoglądał w gwiazdy. Herma położyła się obok niego.
-Bardzo ładne. Patrz, tam jest Wielki wóz, widzisz?- odparła brązowowłosa wskazując palcem gdzieś na niebo.
-A nie wiem gdzie pokazujesz, ale prawda, bardzo ładne niebo.- powiedział Rudy przyciągając do siebie Kujonkę.
Dwie godziny później, gdy księżyc wszystko dokładnie oświetlał swym blaskiem, dwójka zakochanych Gryfonów prowadziła ożywioną rozmowę przy gorącej czekoladzie. Nie dostrzegali niczego innego poza uśmiechem swych partnerów, reszta świata stała się po prostu zbędna. Patrzyli głęboko sobie w oczy, pragnęli, by ta chwila trwała wiecznie. 
-I wtedy ona powiedziała, że to George zaczarował to krzesło, hahahaha.
-Hahahaha, ciekawie to pewnie wyglądało, hahaha.- obydwoje dusili się ze śmiechu. Fred miał bardzo ciekawe przeżycia z dzieciństwa, co można było łatwo wykorzystać.- Dostał jakąś karę?- zapytała, gdy już mogła swobodnie oddychać.
-Oczywiście. Matka w pierwszej chwili tak się zdenerwowała, że chwyciła to co miała pod ręką. W tym przypadku miotłę. George dostał po głowie, a potem wygoniła go na dwór, by to przemyślał. Ehh, biedny...- z twarzy Bliźniaka momentalnie zniknął uśmiech, stracił swój pozytywny nastrój.
-Przestań o nim myśleć, Freddie.- odparła Miona, podchodząc do Rudego.- Nic mu nie będzie, zobaczysz.- dodała, mocno obejmując Gryfona.
-Och, ja się przecież nie przejmuję. Po prostu, noo...nie wiem.- Fred wzruszył ramionami. Oparł się rękami o blat, jednak przez przypadek postawił rękę na misce, która spadła na ziemię i się stłukła. Hermiona bez zastanowienia schyliła się, by sprzątnąć szczątki miski.
-Proszę Cię...- szepnął Rudzielec, sięgając po rozbite kawałki misy.
-Chciałam tylko pomóc.- odparła Kujonka, odsuwając się i opierając plecy o szafkę. Nagle z ciemności wyłoniła się jakaś postać. Młody chłopak o bladej cerze i rudych włosach lekko sunął przed siebie z dość nie pewną miną.
-Fred...- odparła Hermiona, powoli wstając. Chłopak nie zauważył, że do kuchni ktoś wszedł. Nie zbyt go obchodziło, o co mogło chodzić, dlatego zignorował słowa Miony.- Spójrz.- dodała, kładąc rękę na jego ramieniu.
-Tak?- zapytał, spoglądając na dziewczynę. Ona automatycznie pokazała na jego brata, który w tym czasie usiadł przy stole.- George?!- krzyknął zdziwiony Bliźniak.- Jak się czujesz?
-Marnie, ale nie jest źle. Wiesz, że mama ma taki fajny balsam o zapachu kokosa?- zapytał sennym głosem George.
-Nie wiedziałem... co Ci się stało?
-Nic...
-Jak to nic?
-Po prostu dość mocno spałem i tyle. Na serio... nawet nie dacie człowiekowi wypocząć.- odparł z lekką nutą goryczy w głosie.
-Która tak właściwie godzina?- zapytała brązowowłosa.
-01:36.- odpowiedział Fred.
-Właściwie, czemu jeszcze nie śpicie?- zmęczony George podszedł do szafki, wyjął z niej szklankę i nalał sobie odrobinę wody. Teraz, gdy jego twarz dokładniej pokrywało nikłe światło, lepiej można było jej się przyjrzeć. Pod delikatnie przymkniętymi oczami spoczywały duże wory, lekki uśmiech przebłyskiwał przez ciemną aurę pokoju.
-Jakoś tak... miła atmosfera jest.- odparła nieśmiało Hermiona.
-No, no. Coś znaczącego się wydarzyło?
-Och braciszku. Po prostu zaczęliśmy wszystko od nowa.- powiedział Fred, podchodząc do dziewczyny.
-Po co się męczyć, skoro może być tak idealnie?- dodał, całując ją czule w policzek.
-Jak kto woli. Nie przeszkadzam wam już, dobranoc gołąbeczki.
-Dobranoc.- odrzekli niemal że równocześnie. Gdy chłopak o rudej czuprynie już wdrapywał się po starych schodach, ożywiona rozmowa rozpoczęła się na nowo. Miona zawzięcie wsłuchiwała się w opowiadania swego konkubenta, zadawała pytania, po prostu była tego wszystkiego ciekawa.
Słońce zaczęło się wpraszać do kuchni przez stare, drewniane okna państwa Weasley. Chociaż było już parę minut po 4, zakochana para dalej rozmawiała. Tematy im się nie kończyły, każdy miał coś do powiedzenia. Jednak gdy zaczęła zbliżać się 5, przed oczyma zaczęło im ciemnieć. Oboje usiedli na kanapie w salonie, rozmawiali dalej. Ożywiona pogaduszka stawała się coraz bardziej monotonna. Hermie jako pierwszej zamknęły się oczy, Bliźniak delikatnie ją objął i położył się z nią na sofie. Po chwili oboje tkwili już w bezdennej otchłani snu.
Dziewczynie śniło się, że po ukończeniu Hogwartu została nauczycielką właśnie w tej szkole. Najdziwniejsze było to, iż zajęła posadę nauczycielki Eliksirów, których tak nienawidziła. Możliwe, że to tylko przez Snepe'a, gdyż był on dla nich wszystkich nie uczciwy. Prowadziła te zajęcia wręcz idealnie, jednak jeden dzieciak jak zawsze musiał uprzykrzać jej pracę. Młody Scorpius Malfoy starał się za wszelką cenę odwrócić uwagę nauczycielki od zajęć. Młoda jeszcze Herma dobrze radziła sobie z jego wybrykami.
Freddie'mu śniło się, że odwiedza mugolski cyrk razem ze swoją drugą połówką. Nic dziwnego, przecież opowiadała mu nie raz, jak za młodu chodziła do takiego cyrku z ojcem. Straszne tygrysy, śmieszni klauni, utalentowani gimnastycy, odór łajna zwierzęcego... Wokół areny, z każdej strony, rozciągały się długie trybuny. Wszystkie miejsca były pozajmowane, w większości przez kilku letnie dzieci.
W pewnym momencie sny dwójki Gryfonów zamieniły się w czarną materię, jednak para spała dalej. W ciepłym, mocnym uścisku spali od dobrych 2 godzin. Pani Weasley jak zawsze znalazła się jako pierwsza na dole, dała im jeszcze pospać w tym niewinnym uścisku. Przykryła ich tylko starym, bordowym kocem. Spało im się wygodnie, choć ledwo mieścili się na małej sofie. Kujonka prawie całym swym ciałem spoczywała na Rudzielcu, lewa noga lekko wystawała jej spod koca. Bliźniak jednak nie odczuwał tego ciężaru, gdyż był on minimalny.
Niby niewinnie wyglądający nastolatkowie spali sobie na sofie w Norze. Coś niezwykłego kryło się w nich. To ta cała magiczność, dzięki której mieli zupełnie inne życie niż normalni ludzie, a to życie miało ich zaskoczyć jeszcze nie raz...

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam... Miałam lekkie zamieszanie, jednak po tak długiej przerwie w końcu daję ten rozdział. Nie jestem z niego zbytnio zadowolona, nie zbyt dużo się w nim dzieje. Lecz dziękuję wszystkim, którzy choć poświęcą trochę czasu by przeczytać moje wypociny.
Pozdrawiam.